Przegląd prasy: miesięcznik „Znak” i polski komiks kobiecy

W kolejnym poście z cyklu „przegląd prasy” prezentuję miesięcznik społeczno-kulturalny, który cieszy się wieloletnią renomą. Choć nigdy nie przeczytałam całego czasopisma, to nie raz zerkałam do kilku jego interesujących (czy też czasem kontrowersyjnych) artykułów i wywiadów. W czerwcowym numerze natomiast zainteresował mnie jeden z tematów, któremu poświęcono kilka tekstów. Zanim do niego przejdę, pokażę, jak prezentuje się cała zawartość numeru – jego głównym tematem są „Biografie rzeczy żydowskich”.

Kto mnie zna, ten wie, że historia Żydów i holocaustu to nie jest temat, który mnie interesuje, co nie znaczy, że lektura tychże artykułów nie okaże się ciekawa i owocna. W „Znaku” oprócz publicystyki znajdziecie też felietony wyróżnione kolorowym tłem (które swoją formą czasami mnie zaskakują, że nie jestem przekonana, czy ona pozwala sklasyfikować tekst do felietonowego gatunku – ale z drugiej strony felieton jest tak pojemnym gatunkiem, że prawie wszystko nim może być). Mnie najbardziej interesuje ostatni dział czasopisma „Ludzie – Książki – Zdarzenia”, bo to w nim przeczytamy najwięcej tekstów o literaturze, recenzje, eseje, noty krytyczne itd. A także w tej rubryce znalazł się temat polskiego komiksu kobiecego – powód, dla którego sięgnęłam po ten numer.

O kondycji polskiego komiksu i płci zarówno jego autorów, jak i odbiorców, opłacalności wydawania papierowego albumu piszą znane autorki powieści graficznych: Olga Wróbel, Anna Krztoń, Zosia Dzierżawska i Gosia Herba. Świeżości w omawianiu tego problemu dodaje wydana w styczniu Totalnie nie nostalgia, powieść graficzna wyraźnie inspirowana najważniejszym kobiecym komiksem na świecie: Fun Home Alison Bechdel. Mówię o powiewie świeżości, dlatego że pod koniec ubiegłego roku ten temat podjęto w „Fabulariach”gdzie głos zabrały mniej więcej te same autorki, których opinia o obecnym stanie polskim kobiecym komiksie zbytnio się nie zmieniła na przestrzeni paru miesięcy. Nie jest to z mojej strony zarzut o wtórność treści, ponieważ nie zakładam, że stałymi odbiorcami „Fabularii” i „Znaku” jest ta sama grupa czytelników (choć jeśli ktoś jak ja interesuje się tym konkretnym tematem, to wiadomo, że przejrzy każdy artykuł, który tego dotyczy). Trudno jednak nie zauważyć powiązania poruszenia problemu kondycji kobiecego komiksu z premierą nowego albumu w tym nurcie. Dla „Fabularii” tym pretekstem była nowa powieść graficzna Olgi Wróbel Do kroćset!, dla „Znaku” wspomniany komiks Wandy Hagedorn i Jacka Frąsia. Z jednej strony to dobrze, że każde wydanie powieści graficznej odnawia debatę na temat roli kobiet w tym jeszcze zdominowanym przez mężczyzn gatunku literacko-wizualnym. Z drugiej zaś ta zależność już sama w sobie jest pewną oceną kondycji polskiego komiksu kobiecego. Bo skoro każde pojawienie się nowego tytułu jest dobry pretekstem do odnowienia wyżej wspomnianej dyskusji, to oznacza, że rzadko wydaje się powieści graficzne autorstwa kobiet. Można zastanawiać się nad przyczynami tego stanu rzeczy. Wyżej wymienione autorki zwróciły uwagę na koszt i zasięg takiego albumu, które stawiają papierowy album na niekorzystnej pozycji względem kanału internetowego, gdzie komiks trafia do większej liczby odbiorców, a to nie wiąże się z kosztami druku, oprawy, promocji itd., co z kolei wpływa na wysoką cenę albumu. Trochę szkoda, bo preferuję tradycyjną formę powieści graficznej (nawet w formie pdf) niż oglądanie pojedynczych plansz udostępnianych w sieci (to trochę jak przeglądanie demotywatorów czy memów – nie potrafię tej formy traktować jako pewnego „wydarzenia kulturalnego”, wiecie, jak czytanie książki czy oglądanie filmu). Ale jak najbardziej motywacja autorek jest dla mnie zrozumiała. Prawdą jest to, że łatwo mieć preferencje bliskie moich, kiedy mieszka się w dużym mieście, w którym biblioteki dysponują komiksami.

Natomiast ostatni tekst łączy wątek komiksu z głównym tematem miesiąca. Jest to esej interpretacyjny Katarzyny Pawlickiej o Mausie, który niedawno, 30 lat po jego premierze, doczekał się zbiorczego wydania. Autorka próbuje przekonać sceptycznych odbiorców, kojarzących ten tytuł z kontrowersyjnymi uwagami dotyczącymi m.in. o przedstawianiu Polaków jako świnie, jak komiks, taki popkulturowy gatunek może przedstawiać tak poważny temat, jakim jest doświadczenie holocaustu. Od siebie dodam, że niejednokrotnie przekonałam się, że powieść graficzna potrafi czasem nawet dosadniej i lepiej opowiadać o kwestiach trudnych niż niejeden reportaż w tradycyjnej literackiej formie.

Zainteresowanych wyżej wspomnianymi tematami zachęcam do sięgnięcia po czerwcowy numer „Znaku”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *