Podróż przez stereotypową Europę (Miedzymorze. Podróże przez prawdziwą i wyobrażoną Europę Środkową – Ziemowit Szczerek)

Długo wyczekiwana nowa książka Ziemowita Szczerka, która miała być reportażem o Rumunii, okazała się zbiorem podróżniczych zapisków po Europie, jej wycinku zwanym Międzymorzem. Nie jest to nowa kategoria. Szczerek po raz kolejny, uwzględniając mityczne pomysły obecnych rządzących, wraca do idei Międzymorza, zainicjowanej przez Józefa Piłsudskiego, bardzo popularne w międzywojniu. Jednak jak wiemy z historii, ta idea nigdy nie została zrealizowana z różnych przyczyn. Szczerek wcześniej wokół tej koncepcji napisał historię alternatywną w Rzeczpospolitej zwycięskiej, która zakłada powodzenie pomysłu Piłsudskiego: państwa środkowej Europy zawarły ze sobą silny sojusz, dzięki temu uniknęliśmy II wojny światowej. Pozornie wydaje się, że wszystko zmierza ku lepszemu końcowi, jednak punkt, w którym owa powieść się kończy, jest bardzo podobna do sytuacji, w jakiej obecnie się znajdujemy.

Tym razem Szczerek wraca do tematu bardziej poważnie, podróżując po wszystkich krajach, które to międzymorze miały tworzyć: te znajdujące się między morzem Adriatyckim, Bałtyckim i Czarny, od portu w Gdańsku do portu w rumuńskim Konstancy. Ten jego projekt w założeniu miał pokazać, dlaczego obecnie idea sprzed stu lat również nie ma szansy powodzenia; dlaczego Polska, mająca dowodzić tą wspólnotą, nie oferuje środkowoeuropejskim krajom nic atrakcyjniejszego od tego, co może im dać Zachód. Reporter także przygląda się rodzącym się ruchom nacjonalistycznym i polityce wobec uchodźców. Podróż rozpoczyna od wizyty w Niemczech, kończy ją w Rosji – to dwa wrogie mocarstwa, przed którymi idea międzymorza miała chronić mniejsze i biedniejsze państewka środkowoeuropejskie – tworząc tym przemyślaną klamrę. Choć będąc bardziej precyzyjnym, trzeba przyznać, że tak naprawdę jego wycieczka kończy się w Licheniu, ale do tego wrócę później.

Pomiędzy wizytami w tych dwóch mocarstwach zwiedza na około poszczególne kraje, których nie opisuje zbyt wnikliwie. Na każde państwo przypada kilka stron książki, parę wymiany zdań z tubylcami i porównania… Szczerek wręcz uwielbia niewyrafinowane porównania. Czechy mają w sobie coś austriackiego, Węgry coś Słowackiego, a Rumunia coś węgierskiego, ale tak w ogóle to ma wiele wspólnego z Polską. A chodnik po czeskiej stronie jezdni jest ładniejszy i lepszy niż ten po polskiej stronie. Jak widać, autor nie sili się na głębsze wnioski i spostrzeżenia. Generalnie wszystko sprowadza się do jednego wniosku, co polskie, prowincjonalne jest gorsze, a to, co daje namiastkę „zachodniości”, jest lepsze.

Choć Szczerek podąża tymi samymi ścieżkami, którymi podąża Andrzej Stasiuk, prezentuje sobą zupełnie odmienną postawę – prozachodnią. Taka perspektywa patrzenia na kraje Europy Środkowej przez szukanie w nich elementów kultury zachodniej było tym, co mnie w tej książce najbardziej drażniło. Szczerek nie tylko nie krył swoich poglądów, które są zresztą dobrze znane, ale je wręcz narzucał. O ile Stasiuk, zachwycając się prowincjonalnym charakterem krajów Europy Środkowej, zachęcał czytelnika do spojrzenia na ten region przychylniejszym spojrzeniem, o tyle Szczerek jest zawstydzony miejscami, które z kulturą zachodnią nie mają styczności, które nie dążą do stania się nią. Jest w tej książce przede wszystkim zawstydzonym Polakiem, który poprzez tę podróż chce leczyć swoje narodowe kompleksy, winne być także kompleksami wszystkich Polaków. Kompleks tkwiący w tym, że Polska nie jest tak zachodnia, jak być powinna. Autor ma świadomość tego, że Zachód nie jest doskonały, ale równocześnie wprost mówi, że lepszej alternatywy nie widzi – środek Europy bez wsparcia Zachodu nie ma szansy na przetrwanie. Równocześnie, jakby nie dopuszcza do siebie możliwości, że nie wszyscy muszą podzielać to zdanie, że są Polacy, którzy są dumni ze swojego kraju pomimo, a może właśnie dzięki tej jego prowincjonalności, „wschodniości”… Że jego kompleksy nie są kompleksami wszystkich Polaków. Bo nie są.

Jednak to nie światopoglądowa narracja, choć niezwykle irytująca, jest największym problemem tej książki – ci, którzy podzielają poglądy, tj. kompleksy autora, nie będą rozdrażnieni. Nawet to wybaczyłam po kompromisowym zakończeniu, w którym wizyta w Licheniu owocuje u podróżnika trzeźwą oceną postawy zarówno lewej, jak i prawej strony polskiego społeczeństwa. Dostrzega on motywacje i wady obu grup. Tym sposobem przekonał mnie, że choć wyznaje ściśle ukierunkowane poglądy, one są następstwem świadomego wyboru, tzw. „mniejszego zła”, a nie zakorzenione w wyidealizowanej wizji państwa i świata doskonałego.

Bardziej rozczarowuje powierzchowne ujęcie tematu. Wędrówka po mapie Europy wyobrażonej w niczym nie przypomina znanych nam podróży Szczerka po Ukrainie, podróży, które owocowały wnikliwym, choć niepozbawionym ironii i mocnego słownictwa studium aktualnej sytuacji w regionie. Odniosłam wrażenie, że reporter (choć nazywanie Międzymorza reportażem byłoby sporym nadużyciem, to książka podróżnicza, jak zaznacza autor na wstępie) zwiedzając te kraje, szukał w nich tego, co pasowałoby do jego prozachodniej koncepcji. I w ten sposób dostajemy zbiór stereotypów, mogących przekonać do siebie tych czytelników, których nosa poza granice Polski nie wystawili, ewentualnie wakacje spędzali „na Zachodzie”. Czy naprawdę ktoś zgodzi się z tym, że łatwo odróżnić czeską część miasta od polskiej, bo jest ładniejsza? Jeśli tak, to zapraszam do Cieszyna. Jedyną, jaką zauważalną różnicę się odczuwa po przejściu mostu nad Olzą, to widok sporej ilości toreb i walizek w sklepach monopolowych. Ewentualnie inne nazwy sieciowych sklepów (choć to nie jest żadnym narodowym wyznacznikiem, bo są w Polsce sieci obecne tylko w pewnych regionach, np. na Śląsku nie uświadczysz sklepu powszechnej w Krakowie sieci „Spar”). No i białe obwódki na znakach drogowych. W jednym i drugim kraju znajdziemy ładniejsze i brzydsze miasta od tych po drugiej stronie granicy. Byłam szczerze zaskoczona stwierdzeniem, że zachodni klimat odczuwa się po przekroczeniu granicy polsko-czeskiej. Architektura obu tych krajów jest tak podobna, że jadąc w przeciwnym kierunku, przekroczenie granicy austriacko-czeskiej było pierwszym znakiem, że lada moment będę w Polsce…

Nie będę tu wymieniać wszystkich nietrafionych porównań, choćby dlatego, że nie zwiedziłam wszystkich krajów, w których pojawił się Szczerek. Jednak moje wrażenie stereotypowego ilustrowania Europy zostało potwierdzone przez odczucia innych znajomych czytelników, zwłaszcza tych reprezentujących niektóre wspomniane kraje (miałam przyjemność omawiać tę książkę na zajęciach, których współuczestnikami oprócz Polaków byli także Ukrainka, Chorwat i Rosjanka – tylko ta ostatnia przyklasnęła autorowi za obraz swojego kraju).

I ten powierzchownie naszkicowany obraz Europy prawdziwej i wyobrażonej przywołał mi na myśl stereotypowe wyobrażenia o Ukrainie, które Szczerek obnażał w Przyjdzie Mordor i nas zje. Mam nieodparte wrażenie, że sam pisarz w przypadku Międzymorza reprezentuje postawę podróżnika, którą krytykował w swoim literackim debiucie. Choć byłabym nieuczciwa, gdybym nie przyznała, że znalazłam w lekturze Międzymorza spostrzeżenia, które mnie zaskoczyły swoją trafnością, m.in. o „prozachodniości” muzułmanów w Bośni albo tym, co kryje się za kategorią słowiańszczyzny, czy drugim obok Międzymorza mitem Bałtoskandii – stanowią one jednak niewielki procent całości. Tym bardziej boli to, że taka niedorobiona książka stała się przedmiotem licznych dyskusji na kilka najbliższych miesięcy, co zawdzięczać może swojemu kontrowersyjnemu tematowi, aniżeli walorom literackim tudzież wartościom poznawczym.

1 thought on “Podróż przez stereotypową Europę (Miedzymorze. Podróże przez prawdziwą i wyobrażoną Europę Środkową – Ziemowit Szczerek)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *