To sytuacja wyjątkowa. Bo po pierwsze dowiecie się, że jestem fanką dwóch vlogów komediowych: Milionerki i Tej Jednej Ciotki. Oba codziennie poprawiają mi humor i z niecierpliwością wyczekuję kolejnych odcinków tej vlognoweli. To takie moje guilty pleasure. Po drugiej Mateusz Glen, czyli odtwórca Tej Jednej Ciotki napisał książkę. I co w tym niby wyjątkowego? Każdy popularny influencer prędzej czy później wydaje książkę, wydawcy na to czekają czy nawet sami wychodzą z inicjatywą (jak to było w przypadku Mateusza Glena), wszak trzeba podreperować wydawniczy budżet, a wiadomo, że produkt ulubionego youtubera sprzeda się lepiej niż jakaś ambitna powieść czy tomik poezji. Z krytycznoliterackiego punktu widzenia brzmi to kiepsko, ale takie są prawa rynku. Z książką Mateusza Glena jest o tyle szczególna sytuacja, że nie jest to jakiś poradnik, książka dla dzieci, kolorowana czy autobiografia. Glen napisał intrygującą powieść komediową. Gdy Ciotka w pierwszym zapowiadającym tę publikację video przedstawiła fabułę tej książki – wiedziałam, że koniecznie muszę ją przeczytać. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę tak wyczekiwać książki jakiegoś influencera.
I wiecie, co mnie najbardziej zaskoczyło? Boże, Beata jest całkiem sprawnie napisana. W sumie nie wiem, czemu mnie to zdziwiło, skoro filmiki mnie bawią, a jednak jakiś nawet minimalistyczny scenariusz trzeba do nich opracować, to nie powinnam się dziwić, że Mateusz Glen całkiem nieźle pisze. Świetna konstrukcja, trzymająca w zaciekawieniu intryga, dużo humoru (choć jest on adresowany bardziej do fanów Ciotki) i niespodziewane zawroty akcji (jedna z końcowych scen mnie bardzo zaskoczyła). To powieść, która wciąga i można ją przeczytać jednym tchem. Ma wszystko, co powinna mieć dobra literatura rozrywkowa.
Mnie może nie zauroczyłaby aż tak bardzo, gdyby nie to, że akcja rozgrywa się w Ciechocinku. Uwielbiam sanatoryjne klimaty w literaturze i podczas podróży. Jak już nie raz mówiłam, tylko wyczekuję (z dużą dozą optymizmu) na te seniorskie lata, by się bawić na sanatoryjnych potańcówkach. W zeszłym roku miałam ogromną przyjemność chłonąć te klimaty w Kołobrzegu i właśnie w Ciechocinku. Trudno w to uwierzyć, ale tam każdego wieczora w kilku miejscach są jakieś dancingi albo koncerty, więc Cioteczka wcale nie musiała wyczekiwać piątków ;-). Ale wiadomo, miała pilniejsze sprawy na głowie, wszak prześladował ją Taksówkowy Gbur, a po drugie wbrew swojej woli wplątała się w podejrzaną akcję. Muszę przyznać, że ta intryga świetnie wpisała się w to uzdrowiskowe środowisko, pokazując słabe strony kuracjuszy i ich podatność na pewne sugestie – co zostaje przez innych wykorzystywane.
Ja bym tu jednak pochyliła się nad samą postacią Ciotki, której powieściową narrację w myślach czytamy głosem Glena (choć nie ja jedna uważam, że audiobook koniecznie musi być nagrany). Darzymy ją ogromną sympatią, bo ma w sobie wiele wdzięku i świetnie przerysowuje polską mentalność i możemy się z tego pośmiać, spojrzeć na nią z przymrużeniem oka. W powieści jednak bardziej niż na kanale uwypuklają się przywary ciotki. Wbrew pozorom to antypatyczna postać. Hipokryzję można dostrzec już na vlogu, zwłaszcza w scenach kościelnych (czym celnie punktuje katolicki dewotyzm), ale to w powieści najmocniej uwydatnia się jej brak kultury i wychowania, uprzedzenia (zwłaszcza do zwyczajów młodego pokolenia), nieuprzejmość, pycha, tendencja do wypominania złych rzeczy, a jeśli już jest życzliwa, to kryje się za tym jakiś interes. Choć przypisuje się jej sukces rozbicia pewnej szajki, tak naprawdę jest postacią pozbawioną heroicznych przymiotów, a jej stosunek do innych ludzi (nawet tych najbliższych z rodziny) czyni z niej antybohaterkę. To nie znaczy, że antybohaterek nie można czy nie powinno się lubić. Darzymy je sympatią chyba właśnie z powodu ich wad i niedoskonałości, bo wydają się nam bliżsi niż jacyś superbohaterowie.
Zazdroszczę wam, że lektura powieści Boże, Beata! jest jeszcze przed wami. To naprawdę fajny comfort book, który poprawi humor po ciężkim dniu i pozwoli na chwilę zapomnieć od swoich problemów. Widzę w niej materiał na ekranizację, a także liczę, że po tym pełnym przygód turnusie Ciotka rozważy kolejny wyjazd leczniczy. Nie ukrywam, chciałabym znów zobaczyć Ciotkę wplątaną w uzdrowiskowe intrygi (i pisze to ta, która nie przepada za kryminałami!).