Reżyseria: Brian Robbins
Pewnego dnia w Nowym Jorku, koło statuły wolności wlatuje ognista kula. Okazuje się nią niby zwykły człowiek, który jest statkiem kosmicznym sterowanym przez miniaturowych ludzi. Przyjechali spełnić misję, która ma uratować swoją planetę. Nie da się wypełnić misji bez pomocy Josha (Austyn Myers), które wie gdzie znajdą to co potrzebują. Tymczasem Dave polubił Ginę (Elizabeth Banks) i nie ma serca zniszyczyć planety Ziemianinom.
Była okazja obejrzenia tego w kinie, szkoda nie skorzystać. Film zapowiadał się niezły. Jednak z początkiem seansu żałowałam, wiedziałam już, że to zwykłe science-fiction, za czym nie przepadam. Trudno jakoś przeżyje. I faktycznie z trudem przeżyłam… mało nie pękłam ze śmiechu. Rewelacyjna komedia, która przy prawie każdej scenie wzbudzała śmiech na sali. Jakie trudności mogą spotkać przybyszów z innej planety, co dla nich est obce, dla nas tak oczywiste, że nawet nad tym się nie zastanawiamy. Sztuczność namiętnych gestów i tekstów, wprowadzała bohaterów w niezręczność a widzów w zapaść w fotele. Dave uczył normalnie funkcjonować, prawie jak główny bohater w Poszukiwany, poszukiwana. Przy tym poznał wartość uczuć i okazywania tego, mimo, że wyszedł przy tym komicznie, to liczą się jego chęci. Zakończenie oczywiście pomyślne, ale też trudno przewidzieć jakie. Zarzucić grze aktorskiej nie mogę, choć chciałam dopatrzeć jakieś wady. Wszystko tak jak powinno. Czego się obawiałam i czego nie lubię w science fiction to te kosmiczne statki i walki laserowymi promieniami. Bez tego tu się nie obeszło, ale to z racji sprzeciwności losu i zła, które w każdym scenariuszu musi się pojawić. Całe szczęście to był jeden niewielki fragment, który nie ma znaczącego wpływu na ocenę.
Jak na ten nie lubiany gatunek, film był świetny. Komedia też niczego sobie. Ogólnie w moim kryterium wypadł całkiem pozytywnie i w pamięci na długo pozostanie wiele przezabawnych fragmentów, do których w przyszłości nieraz będę wracać.
no nie wiem. pomimo tego, że wypowiadasz się w pozytywny sposób o tym filmie to ja nie jestem pewna czy poczucie humoru Eddiego wciąż mnie bawi tak jak kiedyś. Sparzyłam się na Norbicie i teraz podchodzę do komedii z tym znanym wszem i wobec komikiem dość sceptycznie. No, ale kto wie, może kiedyś.
Eddiego jako człowieka… niewiem, ale robota, to już inna para kaloszy ;]
Film bardzo sympatyczny, wiele śmiesznych momentów i podobał mi się