Reżyseria: Jerry Zucker
Sam i Molly planują swoją przyszłość wracając z teatru. Nagle zostają napadnięci i Sam ginie. Okazuje się, że zostaje zawieszony między niebem a piekłem w postaci ducha. Przekonuje się, że jego morderstwo to jeden z punktów zaplanowanych przez mafię. Z pomocą spirytystki usiłuje ratować Molly i przechytrzyć plany mordercy.
Jak się zapytałam co to za film, dostałam odpowiedź: komedia romantyczna. Co?! Romantyczna jeszcze, bo ewentualnie takie momenty się zdarzają, w końcu czy nie jest to romantyczne kiedy twój zmarły chłopak po swojej śmierci chce cię ratować? Ale komedia? Ani razu nawet nie uśmiechnęłam się. Na portalach pisze trochę inaczej i całe szczęście. Musżę się poskarżyć, że była fatalna jakoś tego filmu, tzn. brakowało jakby pewny klatek filmu, jakby skrócili odcinając pewnego klatki. Brak spójności technicznej. Nie będę się wypowiadała o Molly, która bardziej przypominała mi chłopca niż kobietę. Można powiedzieć, że od obejrzenia Roku 1984 drażnią mnie drobne i niedojrzałe kobiety w rolach TEJ kobiety. Mam nadzieję, że to minie, bo w przeciwnym razie wyjdę na wariatkę. Też nie byłam zachwycona pomyslem wniknięcia Sama do Ody Mey, która była kobietą. Jakby przyjęla postać faceta to jeszcze bym to przyjęła. Trochę głupio wyszło.
Jak powszechnie wiadomo każdy koszmar kiedyś się kończy, tu również dochodzi do wypełnienia misji ducha Sama (w sumie to dziwne wrażenie być na swoim pogrzebie, nie mówiąc o byciu duchem), zakończenie każdy nazwał by cudownie pięknym. Ja tam w zachwyty nie będę popadać, ale przyznać trzeba, że dla bohaterów była to niezwykła chwila. Może dla widzów taki był ten cały film. Był niezły. I tyle ode mnie.
To nie horror !!!!tylko romansidlo xd
Matko! Przecież to nie horror!