Reżyseria: Clint Eastwood
Frankie Dunn (Clint Eastwood) prowadzi klub, w którym trenuje świetnych bokserów. Jego przyjacielem jest Scrap (Morgan Freeman), któremu towarzyszyl podczas jego ostatniej walki. Pewnego razu w klubie pojawia się 30-letnia Maggie Fitzgerald (Hilary Swank), która wie co chce w życiu osiągnąć, jej pasją jest boks. Pragnie trenować u Frankiego, ten jednak nie chce, bo nigdy nie trenowal kobiet, a w jej wieku to nie ma szans na zrobienie kariery. Więc pomaga jej Scrap, aż w końcu Frankie też zmieni zdanie.
Mając ambicje filmowe, poświęcam czas też na oglądanie filmów o mniej interesującej fabule dla mnie, próbując dociec jakichś wartości w filmie, które ukazują przez obraz. Proszę wierzyć, naprawdę chciałam patrzeć nie na boks, lecz walkę Maggie o spełnienie jej marzeń i życiowego celu. Ale naprawdę wbrew temu co napisał pewien gość w komentarzu pod filmem jest to film o boksie. Miałam nadzieję, że ta dyscyplina (nie przejdzie mi przez gardło: sportowa) będzie w tle, a film skupiał się na technikach walki. Poczułam się jak uczennica oglądająca ekranizację podręcznika dla amatorów boksu. Ja tego… yhm… sportu totalnie nie rozumiem, nie dokońca mogłam pojąć bohaterkę, która chciała się bić (bo inaczej tego nie można określić). I powiem szczerze, że nie było mi jej żal, kiedy wylądowała w szpitalu, była głupia i uparta, niech cierpi. Choć dzięki scenom w szpitalu zrozumiałam przesłanie filmu, które w skrócie prezentuje tytuł filmu. Powiem tak, gdyby to był inny przykład, jakiegoś normalnego sportu, nie miałam bym takich uprzedzeń. Trudno, jest przeciwniczką takiej bezsensownej walki, której się kibicuje, a co gorsza nazywa się sportem, a jeszcze gorzej kiedy biją się kobiety co totalnie zawstydza wizerunek płci pięknej.
Przesłanie pomimo wszystkiego jest widoczne, walka Maggie o osiągnięcie celu trwa przez cały film. Gra aktorska na wysokim poziomie. Ogólnie całe wykonanie jest bardzo dobre o czym świadczy zdobycie 20 nagród w różnych kategoriach w tym 4 oscarowe statuetki. Szczególną sympatią obdarzyłam rolę Morgana Freemana.
Ocena: 7/10
Pozwolę się z Tobą nie zgodzić. To nie jest film głównie o boksie. To jest film o przełamywaniu stereotypów, walce z własnymi słabościami, chodzeniu pod prąd i wielkiej przyjaźni. W końcu Maggie znalazła we Franku ojca, którego nigdy nie miała. To tego jeszcze cudowna rola Morgana Freemana. Byłam i jestem nadal zachwycona tym filmem. Jest to jedna z najlepszych historii, słusznie obdarowana Oskarem. A boks podkreśla tylko akcję i dodaje 'siły’ filmowi. I nie mówię tego, bo uwielbiam boks – jestem wielką przeciwniczką tego sportu.
Twoje recenzje zawsze mnie intrygowały. Nie wiem, jak można w jednym tekście zrobić tyle błędów. „Mając ambicje filmowe”… co to w ogóle znaczy? Można mieć ambicje, można lubić dobre kino, ale o ambicjach filmowych w życiu nie słyszałam.”…poświęcam czas też…” tu błąd w szyku. „…oglądanie filmów o mniej interesującej fabule dla mnie…” -to samo.” …próbując dociec jakichś wartości w filmie, które ukazują przez obraz…”. Po raz trzeci w tym za długim z resztą zdaniu – gubię się. Domyślam się, że chodziło Ci o wartości estetyczne, może nawet moralne, jaki film posiada. Nie chce mi się poprawiać tego dalej. Boks jest bardzo brutalnym sportem, prawda, ale myślę,że nie na tym skupia się ten film. Nie chodzi tu o pokazanie głupiej walki tylko wytrwałości, poświęcenia i miłości do tego, co się robi. Chyba po prostu nie zrozumiałaś filmu. Szkoda. Jako uczennica liceum plastycznego w TG, chyba powinnaś mieć jakąś wprawę w interpretowaniu przesłania dzieł artystycznych. Jeśli faktycznie jesteś ambitna – oddaj swoja „recenzje” jakiejś polonistce. Poproś o sprawdzenie, a może dowiesz sie kilku ciekawych rzeczy. Pozdrawiam