Reżyseria: Ang Lee
Billy wraz z rodzicami prowadzi podupadający motel w Catskill. Ponadto został prezesem izby handlowej. Ma wiele zdolności organizacyjnych. Aby podratować sytuację finansową swoich rodziców zaprasza Maxa ze swoim zespołem co sprawi, że w miasteczku nastąpi legendarny muzyczny koncert, który będzie symbolem pokolenia hippisów.
Powiem, że tego filmu wcale nie chciałam oglądać. Woodstock to przeciwieństwo mnie, plakat odstraszający, a reżyser Ostrożnie, pożądanie czy Tajemnicy Brokeback Mountain dwóch nudnych dla mnie filmów, wcale nie zachęcał. W sumie nic nie było w tej produkcji co by mnie zaintrygowało. Do czasu kiedy pojawił się w telewizji i przeczytałam fabułę, która wydała się interesująca. Miałam wolny wieczór, to czemu miałam nie poznać tej historii słynnego Woodstocku. No więc, film nie był zły, choć arcydziełem bym również go nie określiła. Taka średniawa komedia. Bardzo fajną bohaterką była matka i jej sposób bycia i teksty były zabawne. Ojciec w sumie też. Trudno natomiast było mi rozgryźć Billy’ego. To jest przykład osoby, która może wiele uczynić, chciałaby dużo zrobić (i w efekcie, przez właściwie przypadek, zrobiła), ale nie dokońca jest przekonana o swoich możliwościach. Cała fabuła filmu opiera się na przygotowaniach do muzycznego festiwalu co budzi nienawiść mieszkańców miasteczka. Pokazane jest otoczenie festiwalu, natomiast nie dano widzom możliwości posłuchania samego koncertu (ani jednej nuty), który rzekomo był zachwycający. Oprócz pokazania dużych przygotowań, przedstawiono samych uczestników festiwalu, którzy tą muzyką autentycznie żyją.
Film nawet mi się podobał, miał w sobie jakiś urok, co mnie zaskakuje po sceptycznym podejściu do dzieła. W wysokim procencie przedstawił kwintesencję tego wydarzenia, które łączy ludzi z różnych krańców kraju i mieszkańców miasteczka, którzy w nienawiści oceniają przyjezdnych, którzy wbrew pozorom potrafią lepiej się zachować niż sami mieszkańcy. Co daje dużo do myślenia.
Ocena: 7/10