Celem człowieka na wojnie jest… przeżyć. Czy mimo wszystko? Walczący żołnierze mogą czasem powiedzieć, że w przypadku przegranej lepiej umrzeć niż żyć z takim wstydem. Postać Nagasego pokazuje jak łatwo teoretyzować, póki nad tobą nie wisi kara śmierć. Jednak idźmy dalej. Udało się przetrwać ten koszmar, wojna się skończyła, trzeba żyć dalej, lepiej… I tu dochodzimy do sedna problemu historii filmowej opartej na książce autobiograficznej Erica Lomaxa. Jak żyć w czasie pokoju, jak ułożyć życie, które zostało zdeterminowane przez traumatyczne doświadczenia, których nie sposób zapomnieć. Czy w ogóle powrót do przeciętnej codzienności jest możliwy?
Amerykańscy weteranie, nie potrafiący sprostać wspomnieniom z wojny, spotykają się co miesiąc w grupie wsparcia. Tylko między sobą potrafią rozmawiać o tym co przeszli, choć część z nich w ogóle nie chce o tym mówić. Może się wydawać, że kiedy człowiekowi wyrządzono krzywdę, jedynym dla niego sposobem oczyszczenia pamięci będzie dokonanie zemsty na oprawcy. W rzeczywistości niewiele ofiar wojennych ma ku temu okazję, co zauważa Finlay, nazywany też przez swoich podopiecznych dobrym wujkiem Finlay. Główny bohater filmu otrzymuje taką możliwość, stawiającą Erica na rozdrożu dróg, bowiem już nie jest tym samotnym mężczyzną, odpowiadającym sam za konsekwencje swoich czynów. A wreszcie jest postacią, która przez dokonanie jednego gestu może zostać uznana za wyznawcę etyki zemsty albo, o co trudniej, przykład chrześcijańskiego przebaczenia.
Widz poznaje pełne wydarzenia z przeszłości dzięki fragmentarycznym scenom z pamięci Erica, które nabierają klarownej ciągłości podczas opowieści Finlaya. Kompozycja filmu ma kształt przeplatanki między bolesnymi wspomnieniami, a zdeterminowaną przez przeszłość teraźniejszością, której nie sposób ujarzmić grupową terapią psychologiczną, analizą połączeń kolejowych, czy miłością do pięknej kobiety.
Rola Colina Firtha i Jeremy’ego Irvine’a wzbudza wiele różnych emocji, w moim przypadku miały one odcienie od wstrząsu przez fascynację, aż do pełnego podziwu za odwagę odgrywanego bohatera oraz za zdolności aktorskie potrafiące wykreować tak żywą i pełną ludzkich słabości, a zarazem bohaterskich przymiotów postać.
Ktoś słusznie zauważył, że gdyby postać Lomaxa nie istniała w rzeczywistości, zostałaby wymyślona. Historia tego człowieka jest tak zgodna z literackimi i filmowymi konwencjami dramatu wojennego, iż nieświadoma jeszcze tego, co było pierwowzorem dla filmu, doznałam szoku, kiedy przedstawiona opowieść okazała się być autentyczna. Zresztą kilkuminutowe milczenie widzów po opuszczeniu sali kinowej jest chyba najbardziej wymownym wyrazem emocji, jakie wzbudza historia ujęta w filmie Teplitzky’ego.
Ocena: 9/10