O ile do fantasy czuję od jakiegoś czasu sporą niechęć, stąd unikam czytania i oglądania przedstawicieli tego gatunku, o tyle wampiry to postacie, które mnie intrygują, a szczególnie chętnie obserwuje coraz to nowsze pomysły na ich kreację godzącą romantyczną konwencję z współczesnymi realiami. Oczywiście trudno tu uniknąć ironizowania pewnych cech klasycznych wampirów (np. niechęć do czosnku czy reakcja na słońce). Ale ten dokonany przez twórcę wybór cech i zwyczajów wampira też mnie interesuje, a głównie to w jaki sposób go uzasadni.
Ostatnio pojawił się kolejny młodzieżowy film w oparciu o cykl książek Richelle Mead pod tym samym tytułem. Nie miałam szczęścia ich przeczytać, ale może to i lepiej, bo skupię się na ocenie samego dzieła braci Waters niż analizy porównawczej scenariusza z pierwowzorem. Wyrażam przy tym głęboką nadzieję, że książka jest o niebo lepsza, bardziej dopracowana i potencjał, jaki niesie ta kreacja jest wykorzystany należycie, bo film… Dawno nic tak koszmarnego nie widziałam i bardzo się cieszę (i rozumiem dlaczego), że moim kinie tego filmu nie puszczali, bo nawet wydania tej dychy na bilet żałowałabym.
Zacznę od bardzo nielicznych pozytywów. W kreacji tego świata można dostrzec pewien uzasadniony zamysł: uczynienie św. Vladimira za patrona szkoły, sam pomysł na szkołę, gdzie zajęcia (i to jakie) odbywają się w nocy, a w dzień obowiązuje cisza nocna jest świetny. Można było zrobić wampirzy Hogwart, bo czemu nie? Nawet widać, że autorka powieści musiała się inspirować Rowling, m.in. krwawe napisy na murach, krwawa dziwka (ależ to trafne) odpowiednikiem szlamy czy podział uczniów ze względu na ich pochodzenie i pozycję społeczną ich rodziców. Pomysł jest, inspiracja też, gorzej z całą resztą (w przypadku filmu). Nawiasem mówiąc, niedzielne msze w akademii wampirów trochę mnie gryzą, szczególnie przy uwzględnieniu tego, że postacie te nie mają duszy.
Zdaję sobie z tego sprawę, że wyrosłam z książek i filmów młodzieżowych, dlatego stylistyka Akademii wampirów przypominająca seriale na Jetix (kiedyś Fox Kids) czy Disney może mnie razić, choć to nie uzasadnia w żaden sposób nienaturalnej (nawet jak na postacie paranormalne) gry aktorskiej 99% obsady. 1% zostawiam dla Danily Kozlovsky’ego, bo Dymitr Belikov to jedyna intrygująca, pełna tajemniczego dystansu postać, dla której warto było obejrzeć ten film do końca, mająca w sobie coś z samego Severusa Snape’a, którego zresztą uwielbiam. Wrócę jednak do stylistyki filmu, w początkowych scenach miałam wrażenie, że to ma być jakaś parodia wampirzych młodzieżówek. I jako parodia Akademia wampirów wybroniłaby się, może nie dorównałaby Wampirom i świrom, ale taki odbiór byłby bardziej znośny.
Najbardziej kuleje scenariusz, który chyba chciał pomieścić wszystkie książkowe wątki, co jest niemożliwe do wykonania na niespełna dwugodzinnym materiale. Efekt? Akcja jest bardzo dynamiczna, na każdy wątek poświęcono maksymalnie 3 ujęcia, są duże przeskoki czasowe (nieuzasadnione niczym innym, jak tym, że „mamy mało czasu, a tyle jeszcze musimy pokazać”). Całość wraz z infantylnymi dialogami sprawia wrażenie „brykowego” streszczenia książki Richelle Mead.
Strzeżcie się tego filmu! Mam nadzieję, że producenci nie pokuszą się o nakręcenie kolejnej części, bo musieliby wymienić niemal całą obsadę, aby dało się to oglądać.
Ocena: 3/10
Rewelacyjny film! Obejrzałam go kilka dni temu. Mój chłopak pobrał go bardzo szybko z http://www.filefox.pl – swoją drogą to świetny sposób na ściąganie plików. Pełna anonimowość i zero limitów. A wracając do filmu to musicie go koniecznie zobaczyć!