Premiera 6 listopada!
O tym filmie wspomnę krótko, gdyż to był najsłabszy obraz tegorocznej edycji festiwalu Kamera Akcja, którego program ogólnie oferował naprawdę bardzo dobre filmy, tak dobrego doboru filmów nie doświadczyłam na żadnym innym festiwalu. Jednak nawet w najlepszym programie trafi się czarna owca i tym razem okazał się nią film Philippe Garrel W cieniu kobiet.
Stylistycznie film nawiązuje do francuskiego kina nowej fali. Czarno-biały obraz może nawet dopełnić wrażenie oglądania filmu sprzed półwiecza. Niezrozumiałe zachowanie bohaterów, którzy podejmują działania, częściowo wbrew sobie, a częściowo dla… zabicia nudy, rutyny? Dla poznania siebie bądź partnera/ki? Relacje Pierre’a z kochankami są płytkie, a wszystkie bohaterki są na tyle podobne do siebie (chyba typ kobiety to jedyna stała rzecz, na podstawie której może powiedzieć coś pewnego o bohaterze), że ja miałam problem w rozróżnieniu, która jest która. Czy zdrady Pierre’a były odskocznią od małżeńskiej rutyny? Nie, bo przecież nie nudził się w małżeństwie i Manon jest jego prawdziwą miłością (o czym przekonuje równie słabe jak cały film, zakończenie). Czy może zatem Pierre działał zgodnie z naturalnymi popędami, które zostały ujarzmione przez cywilizację związków monogamicznych? A może kochanki były muzami? Jeśli tak, by było, to Pierre zrealizowałby w końcu film.
Powiem tak, przy filmie upiornie się wynudziłam i walczyłam ze snem. Obraz nie wzruszył, nie skłonił do refleksji i szybko zostanie zapomniany. Przy tym filmie radzę odpuścić sobie wizytę w kinie.
w pelni się zgadzam. walka z nudą to jedyna emocjonujące rzecz jaka spotkała mnie w trakcie seansu.