Uzależniona od miłości (Dalida. Skazana na miłość, reż. Lisa Azuelos)

Bardzo rzadko spotykam się z taką sytuacją, że kiedy szukam swojego własnego tytułu filmu – będącego tytułem recenzji – odpowiedź znajduję w oficjalnym tytule filmu. Skazana na miłość – dokładnie tak. Dalidę poznajemy nie tylko jako wokalistkę piosenek, które zna każdy (dosłownie każdy, bo muszę przyznać, że szłam do kina, nie wiedząc, kim jest Dalida, poza tym, że piosenkarką – po usłyszeniu kilku piosenek, zwłaszcza Paroles paroles – wiedziałam już wszystko). Dalida w filmie jawi się przede wszystkim jako kobieta, która musi kochać, by żyć. To postać, która żyła w kilku związkach. Z Lucienem Morissem, który pomógł rozwinąć jej karierę – zerwała z nim, kiedy poznała Jeana Sobieskiego. Potem związała się z Luigiem Tenco, jego samobójstwo jest pierwszym z wielu, które naznaczy życie wokalistki. Następnie poznała Lucia, z którym rozstała się, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży (dokonała aborcji, której konsekwencją była niepłodność piosenkarki). Gdy Dalida doszła do siebie po próbie samobójczej, związała się na wiele lat z Richardem Chanfrayem. W tzw. międzyczasie dowiaduje się o samobójstwie pierwszego męża, a później parę lat po rozstaniu z Richardem dociera do niej wiadomość o jego samobójstwie. To pogarsza jej zdrowie psychiczne i niebawem sama sobie odbiera życie.

Film koncentruje się na powyższych wydarzeniach z życia, przeplatając je z śpiewem Dalidy. Na ich tle słowa piosenek zyskują nową wymowę, ściśle powiązaną z życiem wokalistki. One zdają się tu odgrywać główną rolę – postać Dalidy jest potrzebna tu dla kontekstu i ich wykonania. Dostajemy dwugodzinny koncert (składający się z ponad 50 utworów), podczas którego poznajemy najbardziej kluczowe wątki biograficzne Dalidy, a także obserwujemy, w jakich kierunku podążała jej kariera muzyczna. Warto podkreślić, że Dalida była jedną z nielicznych piosenkarek, która śledziła nowe nurty w muzyce popularnej i starała się dostosować do zmieniających się oczekiwań odbiorców. Od popu przeszła do muzyki w stylu włoskim, spróbowała sił w rock’n’rollu, a także disco. Z tego ostatniego stylu pochodzi moja ulubiona piosenka Laissez moi danser. Niejednego widza zaskoczy, ile piosenek, częściej znanych z coverów, należało do Dalidy. Można powiedzieć, że wraz z postępującą autodestrukcją wokalistki obserwujemy jej stały rozkwit kariery, nawet jeśli później sięga po mniej cenione gatunki muzyczne. Dlatego film Dalida. Skazana na miłość przede wszystkim jest spektakularnym widowiskiem muzycznym, którego wspaniale się słucha, nie ma widza, który po wyjściu z kina nie nucił choć jednej piosenki.

Godna podziwu jest tu Sveva Alviti, która nie tylko (po charakteryzacji) jest niesamowicie podobna do Dalidy, ale też dysponuje wspaniałym głosem – to nim Alviti, podobnie jak Dalida, uwodzi publiczność. Obie zresztą pochodzą z Włoch i musiały nauczyć się francuskiego. Trudno uwierzyć, że dla Alviti rola Dalidy jest pierwszą poważną rolą aktorską, wcześniej grała tylko w krótkometrażowych filmach i serialach. Bez wątpienia jej przekonująca gra i śpiew należą do najmocniejszych stron filmu. Drugą stroną, która wyraźnie zwraca na siebie uwagę, to kostiumy i scenografia. Dzięki nim, w filmie możemy zaobserwować coś więcej niż zmiany zachodzące w życiu głównej bohaterki oraz w muzyce popularnej. Postać Dalidy w filmie jest równocześnie modelką (i graną przez modelkę – to chyba nie przypadek), która na sobie prezentuje najmodniejsze stroje z kilku dekad XX wieku. Jest to na tyle na wyraziste, że sądzę, iż bez informacji na ekranie, który teraz jest rok, bylibyśmy w stanie to rozpoznać – na podstawie strojów i wystroju wnętrz.

Sprowadzając Dalidę do roli odtwórczyni piosenek (i nadawaniu im znaczeń), a także częściowo modelki, nie trudno oprzeć się wrażeniu, że postać ta została uprzedmiotowiona. Jest tytułową bohaterką, ale tak naprawdę nie poznajemy tu osobistej, wewnętrznej strony Dalidy. Bo choć pojawiają się sceny, kiedy wokalistka poddaje się terapii psychiatrycznej, dowiadujemy się z nich tylko to, że miłość jest jedyną rzeczą, która nadaje sens życiu. Czy to nie jest zbyt powierzchowna diagnoza? Zwłaszcza że Dalida równocześnie jawi się jako silna kobieta, która potrafi odejść od mężczyzny, kiedy sytuacja tego wymaga. Co ciekawe, do żadnego nie wróciła, kiedy kolejny związek został z różnych przyczyn zakończony. Mam tu przede wszystkim na myśli Luciena, którego kochała do jego śmierci. Czy powrót do niego nie byłby zrozumiałym zachowaniem kobiety, która musi być z kimś, aby jej życie miało sens?

Po filmie Lisy Azuelos Dalida pozostaje zagadkową postacią, której zawdzięczamy ogromny dorobek muzyczny, cieszący się nadal sporą popularnością oraz znajdujący nowe zastosowanie  w kulturze popularnej.

Ocena: 7/10

PS.1. Z jej początkowego okresu lubię najbardziej Bambino.

PS.2. Słuchanie francuskich piosenek motywuje mnie do powrotu do nauki francuskiego…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *