Powracam do tematu już kilkakrotnie podejmowanego w blogosferze, w tym także przeze mnie. Wracam do wpisu o seriach powieści młodzieżowych, które czytałam za młodu (tak, mówię jakbym teraz się niby postarzała…). A to wszystko dlatego, że podczytuję książkę Piotra Łopuszańskiego PRL w stylu pop (swoją drogą to najobszerniejsza i jak dotąd najlepsza książka o kulturze popularnej tego okresu, jaką wydano), w której jeden rozdział jest poświęcony powieściom młodzieżowym. I doszłam do takiej refleksji, że gdybym pisała o swoich rodzimych lekturach z dzieciństwa czy okresu nastoletniego, to podałabym te same nazwiska autorów i tytuły książek, które podał Łopuszański.
Bo czytałam Pana Samochodzika, książki Edmunda Niziurskiego, które uwielbiałam. Mniej chętnie, ale zapoznałam się z jedną książką Alfreda Szklarskiego Tomek u źródeł Amazonki, powieściami młodzieżowymi Joanny Chmielewskiej (strasznie się męczyłam, zdecydowanie wolę jej kryminały), Krystyny Siesickiej, trafiła mi się też jakaś książka Adama Bahdaja i Przygody Tomka Sawyera też jako lekturę szkolną zaliczyłam. Pamiętam jeszcze niepolską powieść, ale pochodzącą z bloku państw komunistycznych: My trójka cudaków Hany Borockovej.
Dobór takich „przestarzałych” lektur można wyjaśnić tym, że czytałam to, co mieliśmy w rodzinnej biblioteczce, to co mama polecała, bo sama znała i czytała, będąc w podobnym wieku.
I zaczęłam się zastanawiać, jakie współczesne książki czytałam jako nastolatka. Pamiętnik Księżniczki, Szkoła gwiazd, Harry Potter, Zmierzch, Szeptem, Angus string i przytulanki, Stowarzyszenie wędrujących dżinsów, Artemis Fowl, Adrian Mole oraz różne serie młodzieżowe wydawane nakładem wydawnictwa Amber, które w Tesco można było nabyć po 4 zł. Jak widać, dominowała literatura zagraniczna. To był chyba też czas, kiedy dzięki ekranizacjom nadrabialiśmy klasykę literatury fantastycznej i czytaliśmy Władcę Pierścieni i Opowieści z Narnii. Były jeszcze dwie serie popularno-naukowe Monstrrrualna Erudycja i Strrraszna Historia – tę drugą wspierali także polscy pisarze.
Gdy próbowałam przypomnieć nazwiska polskich autorów powieści dla młodzieży, to poza Anną Onichimowską nie potrafiłam nikogo wskazać. Potem przypomniała mi się Małgorzata Musierowicz, która wciąż pisze kolejne tomy „Jeżycjady”, choć bądź co bądź to wciąż pisarka kojarzona głównie z poprzednią epoką. Inną peerelowską serią młodzieżową, która jest kontynuowana po dziś dzień to seria o Panu Samochodziku, choć pisana już przez innych autorów (ale wbrew powszechnej opinii, utrzymuje klimat kanonicznych części). Mój wpis o ulubionych cyklach przypomniał mi o Małgorzacie Budzyńskiej i jej cyklu o Ali Makocie, a także Lilianie Fabisińskiej, która oprócz „Bezsennika” napisała świetne (bardziej uniwersalne, jeśli chodzi o płeć odbiorcy) powieści: Amor z ulicy Rozkosznej i jej kontynuacja Amor i porywacze duchów.
Nie jestem w stanie przypomnieć innych nazwisk pisarzy, którzy pisali powieści młodzieżowe dla mojego pokolenia. Mam wrażenie, że wyjście z bloku socjalistycznego, a później otwarcie granic w związku ze wstąpieniem do UE, przyczyniło się do zdominowania rodzimego rynku księgarskiego przez autorów zagranicznych. Nie wiem, czy polscy pisarze nie potrafili przebić się przez masowo wydawane książki z krajów anglojęzycznych, czy też rezygnowali z „kariery” poczytnego pisarza literatury dziecięco-młodzieżowej (czego przyczyną jest pierwszy powód).
Nie wiem, czy coś w tej kwestii się poprawiło. Bo z nowych polskich serii dla nastolatek kojarzę Pamiętnik nastolatki Beaty Andrzejczuk i dla młodszych czytelników serię Nela mała reporterka. Z zagranicznych serię Zaopiekuj się mną.
Jakie są wasze spostrzeżenia? Czy wymieniając znane powieści młodzieżowe, również do głowy przychodzą wam przede wszystkim powieści z PRL-u? Czy może, mimo mojego oczytania, „przespałam” jakieś znaczące polskie tytuły skierowane dla pokolenia chodzącego do szkoły w pierwszej dekadzie lat dwutysięcznych?
To może podpowiem książki Ewy Nowak i „Letnią Akademię uczuć” Kowalewskiej.
Słusznie! O Ewie Nowak kompletnie zapomniałam, a sama czytałam jej powieści. Natomiast o Kowalewskiej myślałam, ale stwierdziłam (tylko na podstawie intuicji, bo jej nie czytałam), że to jednak już literatura kobieca. Ale może się mylę.
Kasiu, Kowalewska popełniła 2 książki dla młodzieży z serii Akademii letnich uczuć. Uwielbiałam je i chyba w tym roku sobie je powtórzę.
Poza tym czytałam: Fox, Nowak, Nowacką, Siesicką, Musierowicz, Budzyńską.
Bardzo lubiłam jako młodzież czytać powieści Marty Fox, idealnie się wpasowywały w młodzieżowy gust
A pamiętam, że jakąś jedną jej książkę czytałam, ale wylądowała tam, gdzie Siesicka – nie moje klimaty.
Literatura zniknęła ze względu na to, iż dzieci w dzisiejszych czasach zniechęca się do czytania. Taka prawda. Nie oczekujmy, że młodzież będzie sięgała po literaturę, jeśli w wieku 13 lat rzucamy w nich Krzyżakami. Umówmy się, to piękna pozycja, ale powinna zostać na Uniwersytetach, dzisiejszy 13-latek i tak niczego z tego nie zrozumie.
Nie wiem, czy ktoś jeszcze rzuca Krzyżakami w 13-latków. Miłość do czytania zaczyna się na znacznie wcześniejszym szczeblu, jeszcze przed pierwszą klasą. Jeśli wtedy dziecko nie będzie samo chciało sięgnąć po książkę, to później może być już trudno.
Tak na szybko przychodzą mi do głowy: Rafał Kosik, Magda Skubisz, Krzysztof Petek. Jest jeszcze wielu innych, rynek nie zamarł. Co to, to nie.