Ze wszystkich nominacji oscarowych do głównej kategorii najbardziej obiecujący (bo odmienny od pozostałych tytułów) wydawał mi się film Nić widmo. Już na samym początku muszę zastrzec, że mam problem z tytułem, bo w ogóle nie pasuje do tego, co obejrzałam. Na siłę dałoby się go metaforycznie odczytać, ale wyjątkowo nie jestem do niego przekonana. Być może oczekiwałam w związku z nim obecności jakieś magii i jej brak pozostawił w zdezorientowaniu.
Nić widmo jest opowieścią o wybitnym projektancie sukni (tu jako miłośniczka sukienek muszę z przykrością stwierdzić, że 99% jego strojów to jakieś kostiumowe potworki – nawet jak na realia tamtejszej epoki) i jego ostatniej modelce Almie. Dotychczasowa organizacja życia krawca odbywała się przy pomocy Cyril, jego siostry, która nie tylko panowała nad jego zleceniami i harmonogramem zadań, ale też odprawiała dziewczyny, niemogące już liczyć na zainteresowanie pana Woodcocka. Reynolds poznał Almę podczas pobytu na wsi, w hotelu Victoria, gdzie ta pracowała jako kelnerka. Był nią zauroczony, z wzajemnością, od pierwszego wejrzenia, prawdopodobnie dlatego, że od razu dostrzegł jej doskonałe wymiary ciała (idealne dla krawca, nie mężczyzny). Alma różniła się od poprzedniczek tym, że była świadoma pozycji, jakie zajmują w domu Reynoldsa takie dziewczyny jak ona i tego, że jeśli nie chce powtórzyć ich losu, musi zaoferować mężczyźnie coś więcej i poznać go na własnych zasadach.
Co zwraca szczególną uwagę w tym filmie, to sceny posiłków, podczas których dochodzi do najistotniejszych dla dalszego przebiegu fabuły konfrontacji między postaciami. Można nawet powiedzieć, że są to główne okoliczności, w których bohaterowie ze sobą rozmawiają, kłócą się i wzajemnie się drażnią. Ponoć w Pulp Fiction 83 na 93 sceny odnoszą się do jedzenia. Odnoszę wrażenie się, że w Nici widmo proporcje są zbliżone. Sceny śniadań determinują dalsze losy kobiecych bohaterek. W pierwszej z nich Reynolds, odmawiając zjedzenia pączka i drożdżówki (bo zamula), sygnalizuje znudzenie ostatnią kochanką, co dla Cyril oznacza odprawę kolejnej dziewczyny (co zostaje przez krawca potwierdzone przy kolacji z siostrą). Kolejne, tym razem w hotelu Victoria, bardziej obfite śniadanie, które jasno pokazuje, że projektant nie przejmuje się jednak kaloriami i wartościami odżywczymi, owocuje poznaniem Almy, co zostaje zatwierdzone na późniejszej kolacji. Następne śniadania, od teraz już w dobrze znanym pokoju, to ciągłe ustalanie pozycji Almy w domu Woodcocka, która nie zamierza biernie poddawać się terrorowi chlebodawcy. Do tego dochodzą niemniej namiętne i burzliwe kolacje, podczas których bohaterowie albo coś świętują, albo im to nie wychodzi i dochodzi do kłótni. Im bliżej końca, tym bardziej Alma wychodzi z roli modelki i rozwija swoje kulinarne umiejętności… W jednym dobrze znanym sobie celu.
Nieprzypadkowo Michał Oleszczyk w swojej recenzji dotyczącej tego filmu, opisując charakter krawca, odwołuje się m.in. do bohaterki Uczty Babette, (która w związku z Fletcherem z Whiplasha mogłaby urodzić taką oryginalną osobowość, jaką jest Reynolds). I jeśli faktycznie, jak krytyk sądzi, Babette mogłaby być matką Woodcocka, a ten do matki żywi bardzo ciepłe uczucia, wszak jej kosmyk włosów ma wszyty w swojej marynarce, to nie zdziwi nas jego wyjątkowy stosunek do Almy, która próbuje pogłębić swoje relacje z ukochanym właśnie poprzez przygotowanie mu specjalnych posiłków. W Almie można dostrzec podobieństwo do francuskiej kuchmistrzyni, nie tylko w charakterze: obie kobiety wydają się pokorne i delikatne, ale jak im na czymś zależy, to potrafią postawić na swoim, ale też w mocy, jaka tkwi w przygotowywanych przez nie daniach. O ile Babette rzeczywiście szczyciła się wyjątkowym talentem kulinarnym i to dzięki niemu mogła wzbudzić takie silne emocje u swoich biesiadników, o tyle Alma dysponowała raczej antytalentem, za pomocą którego niczym zła czarownica chciała doprowadzić ukochanego do stanu, który wzbudzi u niego cieplejsze uczucia do niej.
Powyższy krytyk zwrócił uwagę jeszcze na niezwykle erotyczny charakter tego filmu, mimo iż nie ma w nim ani jeden sceny seksu. Nie są one potrzebne, jeśli tyle namiętności i emocji rozgrywa się w scenach kulinarnych. Nić widmo to znamienity przykład delikatnego foodpornu – pojęcia rozumianego przeze mnie jako kulinarnej pornografii. Subtelnego, bo nie przeważają tu sceny obżarstwa czy zbliżenia na konsumowane potrawy – trzeba przyznać, że choć te są stale obecne w większości kadrów tego filmu, nie dominują obrazu.
Ocena: 8/10