Autor: Jan Grzegorczyk
Jest to moje pierwsze spotkanie zarówno z twórczością Jana Grzegorczyka, który na swoim koncie ma kilka książek, jak i z serią „Powieść z duszą”. Opis tej książki brzmiał bardzo zachęcająco, bo i klimatem duszy i kryminałem. Kiedy dostałam książkę w swoje ręcę mój zapał nieco się ostudził, bo choć okładka niebrzydka, to jednak dla mnie była zbyt neutralna, by mogła zapowiadać naprawdę dobrą powieść. Ale jak dobrze wiemy, książki nie ocenia się po okładce, bo może być to bardzo mylne. Kolejną rzeczą, która mnie ostudziła, to początek powieści, który wcale nie zapowiadał tajemniczej powieści, lecz zwyczajną obyczajówkę.
Głównym bohaterem jest Stanisław Madej, który jest tłumaczem z zawodu (bo pisarstwo mu się nie powiodło), 50-letnim kawalerem, który chcąc odciąć się od tej zwyczajnej codzienności w mieście, kupuje domek w Witalniku wśród chaszczy. Zamieszkując w centrum natury, pogłębia swoją wiedzę przyrodniczą poznając ptaki. Aż pewnego dnia znajduje w drzewie wisielca, który wiele zmieni w jego podejściu do życia.
I powiem, że od tego momentu, od tego rozpoczynającego się wątku kryminalnego rozpoczął się mój zachwyt nad książką. Jest dokładnie tak jak sobie wyobrażałam po przeczytaniu opisu. Wątek kryminalny, który nie czyni z książki jakiegoś wielkiego kryminału, ciągnie się przez całą powieść. To jest punkt wyjścia do rozmyślań o życiu, jego wartościach, w tym dużo o religijności i wierze. Jeszcze nie spotkałam się w żadnej powieści, by temat religii, katolicyzmu był przedstawiony w tak swobodny i przystępny, a zarazem głęboki sposób. Patrząc na tytuły pozostałych dzieł pisarza, wszystkie zahaczają o wiarę w Boga. Ogólnie jest to powieść obyczajowa, gdzie głównie akcja dzieje się w tytułowych chaszczach. Tam poznajemy miejscowych, który każdy z nich ma swoją historię i funkcję w mieście i będzie odgrywał odrębną rolę dla naszego bohatera- Staszka. Strasznie spodobał mi się ten chaszczowy klimat, niczym wiejski (jakby nie było). Mogę go porównać do klimatu komedii cyklu U Pana Boga… , bo też pojawia się ksiądz, jest prokurator, jakieś babki strasznie bogobojne. Może za bardzo komedii nie ma, ale tego nie było potrzeba w Chaszczach. Nie brakuje też wątków miłosnych, które mają znaczenie dla bohatera, bo nieco zmieniają jego doświadczenia i jego spojrzenie na swoje życie. Książkę można określić jako nieco psychologiczna, gdyż czytelnik może obserwować przemianę ludzi, skutki pewnych zachowań, traum.
Rozwiązania wątku z wisielcem tak do końca nie ma, ale jak wspomniałam, to nie kryminał i takiej odpowiedzi tu nie wymagany. Jest to punkt wyjścia. Urzeczona chaszczowym klimatem, dzięki którym poczułam się przyjęta, jak pan Staszek przez życzliwe relacje z miejscowymi do rojeńskiego grona. Ocena celująca za te wszystkie przewspaniałe chwile z książką. Polecam!
Hm, sama nie wiem.. Jakoś nie jestem przekonana :Dzapraszam na mojego bloga [maniak-ksiazkowyy]