Remigiusz Ryziński dał się poznać jako pisarz tworzący reportaż z niczego. Brak materiałów bądź też ich niewielka ilość nie stała na przeszkodzie, by napisać książkę o szukaniu śladów obecności Foucaulta w Polsce, o mało owocnych wynikach, dodajmy. Pisania prozy o tytułowym bohaterze, który jest w niej właściwie nieobecny. Zagęszczania książki gdybaniami cudzymi i własnymi. Próbującego wypełnić treściwą lukę (wiem, że brzmi to jak oksymoron) zróżnicowaną formą literacką, bo też klasyfikowanie Foucaulta w Warszawie do kategorii reportaż jest trochę na wyrost bądź też dużym uproszczeniem. To są szkice do większej pracy i krótkie formy prozatorskie o mężczyznach, głównie homoseksualistów, którzy mogli mieć kontakty ze znanym francuskim teoretykiem lub wiedzieć, co o jego pobycie w stolicy.
Kiedy w ręce wpadła kolejna książka Ryzińskiego – wyglądająca poważniej, bo po pierwsze wydana w słynnym wydawnictwie od reportaży (nie żebym chciała tu umniejszyć wydawców poprzedniej książki), po drugie znacznie grubsza – pomyślałam, że tym razem autor postanowił sklecić coś z materiałów, które zebrał podczas poprzedniej pracy (a nie które chciał znaleźć). I rzeczywiście, Dziwniejsza historia to przede wszystkim opowieść o ludziach z Warszawy reprezentujących mniejszości seksualnych od okresu międzywojnia do PRL-u – choć pojawiają się też wątki mówiące o wykluczeniu na tle narodowo-religijnym, z czym wspomniany okres kojarzy się nam najbardziej. Rozwinięte tu zostały niektóre wątki z Foucault w Warszawie, część bohaterów pojawia się także tutaj.
Często stosowanym przez Ryzińskiego tutaj zabiegiem było wplątywanie w prowadzoną przez siebie narrację fragmentów z innych książek, w których być może nawet nie zauważylibyśmy cytowania, gdyby nie rzetelnie prowadzone przypisy. Jest to ciekawy zabieg, choć budził we mnie mieszane uczucia, bo choć celnie puentowały sytuację, wpisywały się w historię, to jednak regularność pojawiania się takich wstawek kazała mi się zastanawiać, czy to nie kolejne próby wypełniania luk albo próba pokazania autorskiego oczytania. Może to z mojej strony podszyte podejrzliwością czepialstwo, nie ma ono jednak wpływu na całościową ocenę książki.
Nie ukrywam, że mimo podjęcia ważnego, marginalizowanego tematu, przez to w tytule określonego jako „dziwniejszy”; mimo oddania głosu tym, dotąd zobowiązanym do milczenia, miałam poczucie zawodu. Historie w ogóle nie zapadły mi w pamięć, poza Michałem (Głowińskim) żaden bohater nie wzbudził we mnie szczególnego zainteresowania, a zainteresowanie tym jednym wynikało tylko z zaskoczenia, jak mało wiem, o życiu tego językoznawcy. Gdy już chciałam przywołać jakieś ciekawe wątki męskich relacji, to szybko się zreflektowałam, że pochodzą one z dawniej czytanej powieści Myśliwskiego. Jest to dla mnie tym bardziej zaskakujące, że i temat LGBT podejmowany w tekstach kultury, i okres PRL-u należą do wątków szczególnie mnie interesujących. Jeśli Dziwniejsza historia miała w czytelniku wywoływać silne wrażenia, zwłaszcza przy następstwach przestrzegania paragrafu 175, który nigdy na ziemiach polskich nie obowiązywał, gdyby nie okupacja niemiecka, (co wydaje się zaskakujące z dzisiejszej perspektywy) – to przyznaję, że ich u mnie nie było. Poruszająca ten sam wątek monografia Seks w III Rzeszy zapewniła mi więcej doznań emocjonalnych.
Z czego ten problem wynika? Z chaotyczności, poruszenia zbyt wielu wątków – kosztem historii samych bohaterów – przeplatania ich bez jakiegoś klarownego schematu. Problem z kompozycją i pisaniem na wybrany temat Ryziński przejawiał już w debiutanckim reportażu, wtedy jednak byłam przekonana, że wynikało to z ograniczonego materiału i próby napisania non-fiction na bazie świadectw, których nie ma. Dziwniejszą historią autor pokazuje, że musi jeszcze popracować nad warsztatem.