Tomasz, już nie Tomek, Michniewicz – może się czepiam szczegółów, ale to był dla mnie pierwszy sygnał, że książka, którą trzymam w ręce, będzie poważniejsza od poprzednich tego autora. Dojrzalsza. I rzeczywiście, choć wydawnictwo pozostało to samo, to daje się zauważyć, że Chrobot w niczym nie przypomina tych gęsto ilustrowanych fotografiami, kolorowymi okładkami, wydanych na kredowym papierze książek podróżniczych, przez które Michniewicz stał się znany, nie tylko w środowisku podróżników, ale też czytelników.
A może to temat książki stał się poważniejszy?
Nie chcę przez to zasugerować, że w pierwszych książkach ważne problemy tego świata nie zostały zarysowane. One pojawiły się już w debiutanckiej Gorączka: W świecie poszukiwaczy skarbów, gdy Tomek pisał o polowaniach na zwierzęta, których gatunek jest zagrożony, celem pozyskania np. kości słoniowej. Polują sami mieszkańcy Afryki, by dorobić trochę grosza, bo naprawdę oni dostają za to grosze, gdy na Zachodzie pośrednicy zarabiają na tym niemałe pieniądze. Ten wątek zresztą pojawia się w tle jednej opowieści Chrobotu. W nieco lżejszym tonie utrzymana jest Samsara. Na drogach, których nie ma reprezentująca typ książki podróżniczej z elementami poradnika. Kolejne robią się inne, mają głębszą refleksję. Swoją drogą jest chyba najbardziej osobistą książką Michniewicza, z kolei Świat równoległy wydaje się już czymś więcej, bliżej mu do reportażu wychodzącego poza podróżnicze relacje. Chyba najwyraźniej dokumentuje zachodzące właśnie zmiany w pewnej wizji świata. Uderzające są opisy martwych miejsc, które przed czasem działań terrorystycznych tętniły życiem turystycznym.
Przeglądam te książki, by zarysować, jaką drogę w pisarstwie przeszedł autor Chrobotu od 2010 roku, ponieważ Chrobot jest zupełnie inny. Przede wszystkim znika głos Michniewicza, nie ma jego refleksji, przedstawia historie siedmiu ludzi z różnych miejsc świata, parafrazując to, co mu opowiedzieli. Na końcu książki pojawia się odautorski komentarz, sugerujący przekaz wyłaniający się z tych opowieści, a także wspomina o faktach z życia bohaterów, które w ich historiach się nie pojawiły, bo protagonista o tym nie mówił. Te luki podkreślają, że choć życiorysy zostały spisane przez trzecioosobowego narratora, nie jest on wszechwiedzący lub nie czuje się uprawniony, by całą wiedzą się dzielić – wybiórczość została dokonana (w jego monologu) przez samego bohatera.
Inna jest też konstrukcja. Może trochę eksperymentalna, może trochę wzorowana na twórczości pisarzy, którzy lubią czytelnikom utrudniać lekturę (moje pierwsze skojarzenie było z tegoroczną lekturą 4 3 2 1 Paula Austera, jednak nie jest to oczywiście nowa forma i można by tu więcej przykładów z literatury przywołać). Siedem historii się przeplata. I to bardziej niż u wspomnianego Austera, u którego ostatecznie, przerzucając strony, można było czytać każdy wariant osobno. W Chrobocie historie przeplatają się fragmentarycznie. Choć z jednej strony rzeczywiście to utrudnia (zwłaszcza na początku) lekturę, by połapać o jakim bohaterze mowa, z jakiej szerokości geograficznej – z drugiej taki układ realizuje cel założony przez reportera. Tu w mniejszym stopniu chodzi o to, by przedstawić koleje życia konkretnych postaci, gdyż te, choć przez obecność w tym reportażu zyskały konkretne rysy, stanowią figury everymanów swoich kultur. Właściwie do tej książki bardziej pasowałby tytuł poprzedniej, bo w każdym rozdziale zestawione są światy równoległe. Bohaterów obserwujemy od ich narodzin czy pierwszych wspomnień z dzieciństwa przez kolejne etapy życia, które, choć częściowo są wspólne dla wszystkich ludzi na Ziemi, przebiegają one często zupełnie odmiennym rytmem.
Michniewicz pyta, czy te losy mają jakiś sens? Zwłaszcza że my wszyscy wchodzimy w ten sam cykl życia, różnimy się tylko doświadczeniami i poglądami. Inny pewnie by teraz zapytał, gdzie tu sprawiedliwość? Mieszkamy w różnych miejscach, zmagamy się z innymi problemami, część z nas miała wsparcie rodziców, część musiała walczyć o ich miłość, a jeszcze inna część poddać się ich presji, która miała być receptą na szczęśliwe życie. Po co to wszystko? Chyba każdy musi sam nadać swojemu życiu, jakie ono by nie było, sens.