Pora na lutową edycję wyzwania trójki e-pik. Szczegóły znajdziecie w tym wpisie. Tymczasem pora na opisanie moich zmagań z obecnymi kategoriami. Pierwsze wrażenie: „o matko! Poddaję się”. A później zaczęły deklarować się plany.
regionalne klimaty
Bytom przełomu wieków XIX/XX. Opowieść o życiu miasta – Przemysław Nadolski
Niespodziewanie trafiony w czasie okazał się ten urodzinowy prezent, dzięki wyzwaniu przeczytałam go znacznie szybciej, pewnie by trochę dłużej poleżał, zwłaszcza że jego format nie pozwala go zabrać do czytania w komunikacji miejskiej. Tymczasem lektura okazała się bardzo owocna. Muszę przyznać, że nie jestem lokalną patriotką i historię swojego miasta znam słabo, trochę jej liznęłam w liceum, gdy musiałam pisać wypracowania o rodzinnej miejscowości. Ale był to ten dział historii, który słabo przybliżał mi dzieje zwykłych mieszkańców, a codzienność jest tym, co interesuje mnie najbardziej. Książka Nadolskiego w pigułce przybliża dzieje miasta od końca XIX wieku do 1945 roku, gdy wraz z przejęciem władzy przez Sowietów Bytom przestał należeć do Niemiec. Dzięki grudniowej wizycie w Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach (polecam, mimo jednej wady, jakim jest szybkie tempo audiowizualnego narratora, sama interaktywna ekspozycja z prawdziwymi rekwizytami jest bardzo angażująca) przypomniałam sobie przebieg plebiscytów, wskutek których podzielono Śląsk między Niemcy i Polskę, co miało znaczący wpływ na rozwój nie tylko Bytomia, ale i każdego innego miasta z GOPu. Nadolski często odwoływał się do tych wydarzeń, wyjaśniając sytuację gospodarczą czy opisując działalność różnych instytucji, w tym Domu Polskiego, w którym każdy Polak mógł czuć się swobodnie, a przy okazji planować ruchy, mające w skutkach przyłączyć Bytom do Polski.
Najbardziej interesujące w tej lekturze było odkrywanie, co mieściło się w znanych miejscach, nierzadko ten fakt wyjaśniał, dlaczego do niedawna znajdowała się gdzieś np. restauracja, lub nadal znajduje się hotel czy bank. Dzięki temu nie powinnam mieć już więcej problem z odpowiedzią na pytania: „co tu się wcześniej mieściło?” albo „czy tu był komisariat, bo architektura jest taka charakterystyczna…” Wielką przyjemnością było oglądanie starych zdjęć, gdyż one najlepiej przybliżają nas do dawnych czasów. Tak, wehikuł czasu też mi się marzy…
walentynkowe motywy
Afrodyta – Isabel Allende
Jest to chyba najmniej znana książka chilijskiej pisarki, a to za sprawą tego, że nie jest wznawiana, a na półkach bibliotecznych nie znajdzie się jej między innymi powieściami Allende. Bo Afrodyta to książka eseistyczno-kucharska poświęcona afrodyzjakom. Zainspirowana erotycznymi snami autorka po rozmowie z przyjaciółmi, którzy pomogli przy tworzeniu tej książki, postanowiła wydać publikację o jedzeniu pobudzającym seksualnie. Ujęte w niej przepisy, które skrupulatnie opracowała mama pisarki, zostały przetestowane na dojrzałych ludziach (wiek jest kluczowy, bo młodym wszystko kojarzy się z seksem, więc badania nie byłyby miarodajne). Co warto dodać, te receptury są bardzo proste, składają się z podstawowych, łatwo dostępnych produktów, więc same w sobie, nie licząc romantycznego zastosowania, zachęcają do przygotowania potraw. Zanim jednak dojdziemy do części z przepisami, 2/3 książki to szerokie studium, poprzedzone lekturą licznych książek (brak bibliografii sprawia, że musimy wierzyć jej na słowo), o składnikach spożywczych, którym w różnych kulturach przypisuje się moc erotyczną. Jak możecie się domyślić, afrodyzjakiem może być wszystko, w zależności od skojarzeń, wierzeń i symboli w poszczególnych regionach świata. Jedynym produktem, który raczej gasi pożądanie niż budzi, jest mleko. Choć z pewnością znalazłoby się paru takich, na których i mleko działa pobudzająco. W każdym razie Afrodyta stanowi ciekawe kompendium, które szczegółowo opisuje poszczególne składniki oraz genezę, dlaczego i w jakiej kulturze przypisuje się im moc afrodyzjaku. Ponadto to wszystko jest opisane tak sensualnym językiem, niepozbawionym humoru, którego źródło stanowią przede wszystkim liczne anegdoty z życia prywatnego, nie tylko autorki, ale i jej znajomych, że lektura Afrodyty jest po prostu… rozkoszna.
zimowy tytuł
Plany musiały ulec zmianie i zamiast Szekspira sięgnęłam po wiersze. Na dodatek poznałam je w nietypowej formie, bo jako krótkie pliki audio – ostatnio audiobooki znowu stały się moją ulubioną formą „czytania”. Przesłuchałam dwa wiersze: Biała magia Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, poety, którego pamiętamy ze szkolnej edukacji, oraz Kiedy znów zakwitną białe bzy Mariana Hemara – przyznaję, że tego twórcy dotąd nie znałam, choć sam tekst jest chyba bardziej znany w postaci piosenki.
Ciekawe propozycje 🙂