To niesamowite, jak mocno mogą się wryć w umysł człowieka obrazy widziane w dzieciństwie w telewizji. Jako dziecko namiętnie oglądałam kanał, który na okrągło nadawał prognozy pogody, a pomiędzy nimi emitował zdjęcia z różnych miast Polski, w ten sposób budząc u małej Kasi pragnienie zobaczenia różnych zakątków kraju. Większość udało się zobaczyć przy okazji wyjazdów konferencyjnych czy zleceń z pracy, są jednak miejsca, gdzie wystarczającym pretekstem do przyjazdu musi pozostać własna chęć. Do takich miast należał Zamość leżący nam kompletnie nie po drodze, wszak wyjazd na wschód Polski oznacza dla nas już wielką wyprawę. Poniekąd jest to spowodowane ograniczoną ofertą transportu publicznego w tym rejonie, która na szczęście idzie ku lepszemu…
Dojazd i zakwaterowanie
Bo nie zdecydowalibyśmy się na ten wyjazd, gdyby nie odkrycie, że do Zamościa zaczęły znów dojeżdżać pociągi, od dwóch lat jest połączenie z Wrocławia przez Kraków, a w zeszłym roku uruchomili bezpośrednie z Warszawy. Ze stolicy jedzie 5h, z Krakowa 6h, optymistycznie zakładając, że obejdzie się bez opóźnień. Jeśli chodzi o Kraków nie ma zbyt dużego wyboru, bo można co prawda kombinować z przesiadką przez Lublin, ale wtedy jest to dłuższa trasa – z Krakowa odjeżdża po 17 i po 23 jesteśmy na miejscu, a wydostać się można tylko pociągiem o 4:56, by o 11 być w stolicy Małopolski. Ze względu na zobowiązania, ten rozkład był dla mnie idealny, ale obiektywnie jest on robiony pod turystów z Zamościa, a nie przyjezdnych z Krakowa. Ci drudzy muszą zainwestować w dodatkowe 2 noclegi, poza tym albo liczyć na dobrą wolę gospodarzy, którzy zgodzą się godzinę poczekać na wasz przyjazd lub szukać noclegu z całodobową recepcją. Nasz plan zakładał, że Tomek ze stolicy przyjedzie w godzinach działania recepcji, ale okazało się, że musiał pojechać późniejszym pociągiem i trzeba dogadać się z gospodarzami. Na szczęście się zgodzili. I tu mogę polecić Hostel Zamość ze względu na cenę (~ 250 zł za 3 noce), jak i lokalizację: 3 minuty od dworca (co w przypadku pociągu o 5 rano ma niebagatelne znaczenie!), kwadrans spacerem na starówkę.
Zamość to nie tylko Rynek
Często można spotkać się z opinią, że w Zamościu poza renesansowym Rynkiem nic nie ma. Nie wiem, czy przy takich kryteriach Kraków wypada lepiej, bo ma Rynek, Wawel i Kazimierz, a Warszawa Rynek i plac Zamkowy. I Poznań… też chyba ma tylko Rynek.
Oczywiście ta popularna opinia nijak ma się do rzeczywistości, bo po dwóch dniach wróciliśmy z poczuciem, że jeszcze drugie tyle nam by się przydałoby, aby faktycznie wszystko zobaczyć. Inna kwestia, że pewnych rzeczy nie udało się zwiedzić ze względu na okres niesezonowy: obiekty były zamknięte albo zwiedzanie było możliwe tylko o jednej ściśle określonej godzinie.
Zacznijmy od tego, że wyjątkowość starego miasta tkwi w jego położeniu. Mury miasta oraz bramy są świetnie zachowane i wyraźnie oddzielają starówką od reszty miasta, co więcej po zewnętrznej stronie muru jest dużo zielonego (w pobliżu dwa parki, w tym jeden z ZOO), niezabudowanego terenu, dzięki czemu nie wychodzimy od razu do współczesnego miasta i nie zostajemy atakowani modernistyczną czy socrealistyczną architekturą. To jest po prostu piękne, gdy mamy czas, by złapać oddech między jednym a drugim światem.
Wchodząc Bramą Szczebrzeszyńską mamy już pierwszy obiekt warty zobaczenia, czyli renesansową katedrę pw. Zmartwychwstania Pańskiego i św. Tomasza Apostoła, która zaskakuje harmonijną odmiennością stylów: gotycki charakter budowli z neoklasystycznymi zdobieniami naw oraz barokowymi ołtarzami.
A zaraz za nią widzimy już piękne renesansowe kamieniczki tworzące stare miasto i prowadzące arkadami do Rynku. Powiem, że te arkady to wygodna sprawa, która pozwala zwiedzać Rynek podczas deszczu. A że sporo ciekawych instytucji i lokali tam się mieści, to mogliśmy w ten sposób spędzić pierwszy dzień.
Muzeum Techniki Drogowej i Mostowej, Rynek Wielki 6
Czynne wt-czw. 10-14
Wstęp bezpłatny
Trochę naszukaliśmy się tej izby, bo mapy Googla pokazują co innego, a pytane osoby albo nie wiedziały o istnieniu takiego miejsca, albo były przekonane, że zamknięte od lat czy działające tylko w sezonie. Nieprawda. Nieduża, nieczytelna szara tablica pozwoliła nam po godzinnym lataniu dookoła Rynku trafić w ostatniej chwili, bo muzeum czynne do 14. Obiekt mieści się w dwóch niedużych salach, w pierwszej mieszczą się różne rekwizyty oraz rekonstrukcje mostów, w drugiej gabloty z rozmaitymi pamiątkami, książkami i zdjęciami. Muzeum opiekuje się emeryt, który jest zafascynowany tematem i chętnie dużo o historii budowy dróg i mostów opowie.
Muzeum Starej Fotografii, Stanisława Staszica 15 (ta ulica znajduje się na Rynku)
Czynne pn-pt 10-16
Wstęp za zakup pocztówki
Jeśli podczas każdego wyjazdu kupujecie pocztówki, to radzę się wstrzymać z tym do wizyty w Muzeum Starej Fotografii, tam biletem wstępu jest pocztówka ze starymi zdjęciami. Gospodarzem jest Adam Gąsianowski, który pięknie i z pasją opowiada historię swojej rodziny, fotografii oraz miasta. W jednym pomieszczeniu znajduje się setki (jeśli nie tysiące) różnego rodzaju aparatów oraz sprzętu fotograficznego, ponadto wiele zdjęć wybranych spośród kilku tysięcy, które pan Adam ma swojej kolekcji. Magiczne miejsce.
Muzeum Zamojskie, Ormiańska 30
Czynne wt-nd 10-16
Wstęp: cennik
Warto przed wizytą sprawdzić, który dzień tygodnia w bieżącym miesiącu wyznaczono do bezpłatnego zwiedzania. W styczniu był to wtorek, w lutym środa, dlatego wizytę mimo paskudnej pogody przenieśliśmy na drugi dzień. Ostatecznie tam nie dotarliśmy, bo zainteresowały nas dobroci oferowane przez kawiarnie i zostało za mało czasu, aby zwiedzanie miało sens. Tym bardziej że muzeum można zwiedzić wirtualnie wraz z przewodnikiem w tle.
BWA, Stanisława Staszica 27
Czynne wt-nd 10-17
Wstęp bezpłatny
To propozycja raczej dla miłośników sztuki, ale w czasie deszczowej pogody między kolejnymi wizytami w kawiarniach warto zrobić tu krótki przystanek. Z racji tego, że w tym roku postawiłam sobie wyzwanie odwiedzę 52 wystawy sztuki w roku, musiałam wstąpić także tutaj… i zobaczyć gigantyczną świnkę morską.
Synagoga w Zamościu
Czynne wt-nd 10-14 (poza sezonem), 10-18 (sezon)
Wstęp 7 zł
Pierwszy widok jest fascynujący. Po lewej ładne odreastaurowany budynek synagogi, po prawej przyklejony do niego zapuszczony Dom Kahalny, który jest własnością prywatną i z tego tytułu nie mógł zostać zrewitalizowany przez Fundację. Synagoga ta leży na szlaku Chasydzkim, który obejmuje południowo-wschodnią część Polski. Warto go prześledzić, bo znajdują się na nim mało znane i zapomniane miejscowości, w których zachowały się ślady dziedzictwa żydowskiego, czasami są to ruiny i tablice pamiątkowe, ale nierzadko można trafić na piękne Synagogi. Na wizytę w zamojskiej Synagodze warto poświęcić więcej niż kwadrans, który wystarczy na obejrzenie całego pomieszczenia i fotografii, ale jeśli chcemy wnikliwie zapoznać się z interesującymi prezentacjami multimedialnymi to godzinę nam to zajmie.
A i jeszcze jedna rzecz, do pobliskiej kawiarni Mazagran zajrzyjcie po wizycie w Synagodze. 😉
Klub Wspomnienie PRL-u
Czynne codziennie 9-19
Wstęp 5 zł
Tu nie mogliśmy nie wstąpić. Jeszcze przed wejściem wita nas stwór zrobiony z opon oraz stolik z przytwierdzonymi miskami do blatu oraz sztućcami na łańcuchu. Wchodzimy do lokalu, który oferuje peerelowski standard: menu z domowym jedzeniem, oranżadą w butelkach, herbatą i kawą w szklankach w wiklinowych koszykach. Jedynie co odbiega od ówczesnych standardów to jakość obsługi klienta, gdyż tym miejscem zarządza bardzo serdeczna pani, która z pasją opowiada o tym miejscu, o wyzwaniach związanych z pozyskiwaniem przedmiotów na wystawę, jak i organizacją ekspozycji. Nie brakuje jej kreatywności, o czym świadczą przedmioty wykonane z recyklingu. Sama wystawa PRL mieści się w piwnicy z 15 pomieszczeniami mieszczącymi się w murach miasta przy Bramie Lwowskiej. Świetne zagospodarowano miejsce, które pozwala ono zgromadzić sporo rekwizytów (choć ponoć i tak go brakuje) – razem tworzą wyjątkowy klimat. Dla sentymentalnych turystów – ten punkt jest obowiązkowy.
Jak widać, Zamość to nie tylko rynek, bo tu z przyjemnością wędruje się wszystkimi uliczkami Starego Miasta, podziwiając kolejne kamieniczki, wśród których niewątpliwie wyróżnia się Centralka, przywołuje skojarzenia z paryskimi kamienicami, reprezentuje inny styl oraz jest o jedną kondygnację wyższa niż pozostałe budynki. Mimo tych różnic pasuje do tego miejsca. Zachodząc już tutaj można wstąpić do malutkiego kościoła pw. św. Mikołaja, a dalej wyjść poza obręb miasta i przespacerować się nad torami kolejowymi korzystając ze schodkowych mostków (pod warunkiem, że nie wieje).
Coś dla miłośników książek
Księgarnia Bolesława Leśmiana, Ludwika Zamenhofa 9
Jak wiele starych miast tak i Zamość jest obfity w antykwariaty i księgarnie. Jedna z nich przykuła moją uwagę ze względu na obiecujące połączenie z kawiarnią. Byłam ciekawa, jak w małych miastach miewają się kawiarnie literackie. Księgarnia Bolesława Leśmiana świeciła pustkami, ale umówmy się, że to nie była ani właściwa pora, ani sezon, więc to o niczym nie świadczy. I być może też z tego powodu menu ograniczało się do napojów. Za to przyciąga uwagę wystrojem, z okien wyglądają kartonowe postacie przywołujące czar z dawnych lat, natomiast stoły i krzesła w drugim pomieszczeniu pełniły funkcję półek na książki. Poza tym otwarte stare kufry kusiły ofertą tanich książek. Przyznam się, że trudno mi określić asortyment tej księgarni, bo nie był to antykwariat, a zarazem nie dostrzegłam na półkach nowości (w sensie tytułów wydanych w ostatnich miesiącach), nie był to też skład tanich książek, bo ceny były znacznie wyższe niż w tego typu księgarniach. Coś pomiędzy. I z tego pomiędzy udało nam się wyłonić dwie ciekawe książki, które wróciły z nami do domu.
Zamość na widelcu
Z powodu oferty gastronomicznej foodies, czyli miłośnicy jedzenia, mogliby tu spędzić tydzień. Wybór był trudny, ale mam wrażenie, że trafiliśmy dobrze. Wyżej wspomniana kawiarnia literacka i peerelowski bar to nie wszystko.
Restauracja Muzealna Ormiańskie Piwnice, Ormiańska 30
Nam poszukiwaczom egzotycznych smaków to miejsce wydało się obowiązkowe. I rzeczywiście aura budowana przez ormiański wystrój piwnicznych wnętrz połączona z przepysznym jedzeniem czyni ten punkt na gastronomicznej mapie obowiązkowym dla każdego. Bardzo spodobało mi się menu, które jest adresowane do trzech typów gości. Zagranicznych turystów skuszą pozycje z kuchni polskiej, polskich turystów zainteresują przysmaki lokalne z Roztocza, a miejscowi znający dobrze powyższe kuchnie i szukający czegoś innego mają do dyspozycji potrawy ormiańskie. Oczywiście mocno uogólniłam ten podział odbiorców, ale mniej więcej widać koncepcję autorów menu.
Skusiliśmy się na reprezentację kuchni roztoczańskiej i ormiańskiej. Z tej pierwszej wzięliśmy przepyszną zupę pokrzywową oraz piróg biłgorajski (ten niestety nie wpisał się w moje gusta kulinarne, nie był zły, ale zawierał wszystko, czego nie lubię). Ormiańską kuchnię reprezentowały gołąbki z liści winogron oraz baklawa. To było coś! Do tego grzane wino, które tej zimy u nas króluje, i było tak jak trzeba.
Chocolaterie, Rynek Wielki 3
Łasuchy musiały się udać do pijalni czekolady, która właściwie jest też naleśnikarnią. Ta od innych znanych mi różni się tym, że gość sam wybiera składniki do naleśników. Ze względu na ograniczoną pojemność żołądka ograniczyliśmy wybór do czekolady na gorąco z chili (T. smakowała, dla mnie była ciężka i gorzka), mrożony koktajl bananowy (bez szału) i tiramisu (pyszne!).
Kawiarnia Mazagran, Pereca 16
Kolejne miejsce dla tych, co chcą poznawać egzotyczne smaki nie wyjeżdżając z kraju. Tytułowy mazagran to algierski słodzony napój kawowy z rumem – spróbowaliśmy, ja nie lubię rumu, więc nie przypadło mi do gustu. W moim nutellowym latte smak nutelli gdzieś ginął. Ale tutaj warto przyjść dla chałwy, inna niż ta w sklepie, nie tak zbita – po prostu pyszna. Tutaj można też kontynuować ormiański szklak smaków i zjeść pyszne, a jakże, ciasto ormiańskie. Poza tym przyjemne wnętrze i do lektury można pożyczyć dobre czasopisma lub pograć w planszówki.
PS Pograliśmy w Szeregowego Pingwina, ale wariant dla dwóch osób jest kompletnie niezrozumiały i wykonywaliśmy ruchy bez jakiejkolwiek strategii. Mechanika trochę przypominała mi Food truck, ale tam jednak trochę inaczej to działało. Nie była to udana rozgrywka, więc wybaczcie, recenzji nie będzie. Ludyczne zamiłowania mogliśmy spokojnie zrealizować w hostelu, który spośród licznych gier, niestety zdekompletowanych, oferował Super Krzyżówkę (była kompletna, nawet oferowała literki z całego alfabetu ;-))
Coś jeszcze?
Odpuściliśmy sobie wizyty w muzeach sakralnych (bo tutaj są chyba dwa takie), Galerii Rzeźby, Rotundzie (nieczynna) oraz nie załapaliśmy się na żadną wycieczkę po podziemiach. Za to w pierwszy, deszczowy wieczór poszliśmy do kina na Małe kobietki – wbrew nadziejom nie było to małe, zapomniane kino, ale dobrze, że w ogóle jakieś tu jest. Mieliśmy farta, bo trafiliśmy na tanie wtorki ;).
Trochę żal, że nie udało się wszystkiego zobaczyć, posmakować, bo mam tę świadomość, że tak prędko ponownie tam nie zawitamy – jednak jest to odległy kraniec Polski.