Przygody dobrego wojaka Szwejka

  Autor: Jaroslav Hasek

Moje doświadczenia z literaturą czeską są bardzo małe, wręcz znikome. O wojaku Szwejku czytałam na wielu portalach czytelniczych i słyszałam w różnych rozmowach. Nie da się ukryć, ta pozycja weszła do kanonu klasyki. Książka ta ma oddawać charakter społeczeństwa podczas II wojny światowej, podejście Czechów do sprawy Austrii itd. Usposobieniem tego charakteru mają być surrealistyczne zdarzenia i sam Szwejk. Jeśli chodzi o samego Szwejka to mam mieszane uczucie. Nie wiem czy czytając to co on mówi i wyprawia mam się śmiać czy płakać. Ogólnie postać ta jest uznana za idiotę, bo wszakże zgodzić się można, że do najnormalniejszych ludzi to Szwejk nie należy. A zarazem on jest za inteligentny na idiotę. Czasami miałam wrażenie, że on tak specjalnie dużo gada i bredzi by uniknąć konsekwencji swojego zachowania. Przyznam się, że te przygody bardziej mnie załamywały niż śmieszyły. Zwłaszcza, że nie tylko Szwejk dostarcza nam absurdalnej „rozrywki”, ale inni żołnierze. Totalnie rozbroił mnie raport dotyczący złapanego Szwejka:

„Nie ulega wątpliwości, co wynika z jego własnych zeznań, iż tylko dlatego, że nie posiada aparatu fotograficznego przy sobie, nie mógł fotografować dworców kolejowych i miejsc ważnych pod względem strategicznym. Pewne jest, że byłby fotografował, gdyby miał wyżej wzmiankowany przyrząd fotograficzny przy sobie i nie ukrywał go. Tylko tej okoliczności, iż aparatu fotograficznego nie miał pod ręką, można zawdzięczać, iż nie znaleziono u niego żadnych fotografii.”*

Jednym wyrażeniem można ten akapit skomentować – masło maślane. Wnioskuję na podstawie tego raportu, że te dokumenty musiały mieć jakąś ilość znaków, a nie zależało na ich treściwości. Raport ten również pokazuje jak urzędnicy za wszelką cenę usiłowali znaleźć jakiś haczyk u aresztantów, którego mogli by się chwycić i drążyć. Po tym fragmencie myślałam, że nie wytrzymam i odłożę książkę, ale z racji tego, że przez pomyłkę zaczęłam czytać od 3 tomu, który mnie bardziej bawił, wolałam skończyć już ten drugi.

A najbardziej załamuje mnie fakt, że autor tych przygód wcale się tak bardzo nie różnił charakterem od tej książki. Tzn., tacy surrealiści istnieli i istnieją naprawdę. Naprawdę nie wiem jak ukierunkować moje myśli ku tej powieści.

Ocena: 4/6

*Jaroslav Hasek, Przygody Dobrego Wojaka Szwejka, Warszawa 1985, s. 238

 

Jako, że Szwejk pochodzi z Budziejowic, o których w tej książce mówił wiele (choć żadnych konkretnych miejsc [poza pułkiem] nie wskazał), pozwolę sobie zamieścić kilka swoich zdjęć z tej czeskiej miejscowości, w której na początku lipca miałam okazję spędzić kilka dni. Teraz jeszcze bardziej żałuje, że nie wzięłam tej książki ze sobą do Budziejowic (a zastanawiałam się nad tym).

wieża widokowa, na którą można wejść (za opłatą)

kamieniczka wychodząca na Rynek

Ratusz przy Rynku

widoczek na Wełtawę

1 thought on “Przygody dobrego wojaka Szwejka

  1. Moje doświadczenia z literaturą czeską też są bardziej niż skromne, a Szwejka to znam jedynie z rozmów i fragmentów. Jakoś nie mogę znaleźć czasu, aby pochłonąć tę książkę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *