Autor: Lauren Oliver
7 razy dziś to powieść przypominająca nic innego jak znany film Dzień świstaka. Z tą różnicą, że ową ofiarą deja vu jest nastoletnia dziewczyna, a nie dorosły mężczyzna. Oba dzieła mają podobne przesłanie, każdy dzień świstaka czy kupidyna jak w książce był szansą na lepsze życie, na lepsze jego zakończenie. To były dni pełniące rolę czyśćca. Ale wróćmy do początku…
Sam Kingston wraz trzema przyjaciółkami tworzą popularną elitę w liceum. Ponadto bohaterka ma idealnego chłopaka, który wzbudza zazdrość u innych dziewcząt. Akcja dzieje się w Dzień Kupidyna, kiedy to w szkole panuje totalnych chaos, pierwszoklasiści w rolach kupidynów rozdają róże, które świadczą o popularności adresata. Wieczorem jest organizowana impreza u Kenta, która przybiera zupełnie nieoczekiwany obrót. Kiedy Sam budzi się następnego dnia, z niedowierzaniem odkrywa, że znowu jest Dzień Kupidyna…
Można pozazdrościć bohaterce, która dostaje szansę na naprawienie pewnych szkód i krzywd, które wyrządziło się poprzedniego dnia. Można pozazdrościć również tego, iż może dopuścić się największych głupstw, które nie przyniosą jej żadnych konsekwencji, gdyż następnego dnia znów będzie dziś. Takie deja vu jest przerażające, ale i zabawne. Wiadomo jednak, że po kilku razach można się znudzić i należałoby coś zrobić, coś czego by się potem nie żałowało, a wręcz miało satysfakcję z dokonanych czynów. Potraktować ten dzień jako swój ostatni i pożegnać się życiem bez wyrzutów sumienia, poczucia straconej szansy. I to widać w zachowaniu Samanthy, najpierw musiała przekonać się, że to powtórka dnia poprzedniego, później zaszaleć na maxa, przekonać się pewnych spraw, które skłonią ją do zmiany swojego postępowania i do poprawienia swojego wizerunku na lepsze. Choć z tym ostatnim nie było to proste, bohaterka na to potrzebowała kilku dni.
Przyznam się, że dziwnie mi się czytało powieść młodzieżową, której narracja była poprowadzona przez popularną dziewczynę, której podejście do świata (na początku) było puste, pozbawione głębszych wartości. Dla mnie wręcz irracjonalne. Niewątpliwie była to miła odmiana, która świetnie współgrała z nieczęsto pojawiającą się fabułą dotyczącą przeżywania tego samego momentu kilka razy. Zakończenie, choć w niektórych aspektach jest podobne do tego z Dnia świstaka, to jednak jest inne. To 7 czy n razy dzisiaj ma zupełnie inne znaczenie dla przyszłości. I może dlatego warto sięgnąć po debiutancką powieść Lauren Oliver.
Ocena: 4,5/6
A tak swoją drogą, fabuła książki jest nie do zapomnienia, kiedy powtarzana jest siedem razy, za każdym razem ubarwiona drobnymi szczegółami. Jakby tak lektury szkolne były pisane… 😉
I na koniec zapraszam do obejrzenia treaseru książki, który możecie obejrzeć tutaj.
Już gdzieś o niej czytałam i mam na nią ochotę 😉
Właśnie skończyłam czytać tę książkę. Wrażenie po niej jest przejmujące. Zaczęłam zastanawiać się nad własnym postępowaniem i jego konsekwencjami… Polecam wszystkim, którzy nie chcą zmarnować swojego czasu, nie jest to pusta książka!