Eric-Emmanuel Schmitt w Katowicach – relacja ze spotkania

    (zdjęcia w tym poście pochodzą z galerii Biblioteki Śląskiej) Biografia

W dniu 22.02.2012 w Bibliotece Śląskiej w Katowicach o godz. 17 odbyło się spotkanie z Ericem-Emmanuelem Schmittem. Mnie wielkiej i wiernej czytelniczce jego książek nie mogło tam zabraknąć.

Około godziny 16:30 pojawiłam się na miejscu, spacerowym krokiem udałam się w stronę szatni, gdzie stała już spora kolejka. Kurtki w końcu nie oddałam, bo okazało się, że zabrakło wieszaków. Na salę nas nie wpuszczą, bo zabrakło miejsca. Co pozostaje? Zarezerwowanie miejsc na holu, gdzie nad wejściem do sali Parnassos wisiał telewizor. Ludzi zbierało się coraz więcej. Na miejsce siedzące nie załapałam się. Trudno. Już tak byłam zła na organizację, bo można było przewidzieć, że na takie spotkanie nie przyjdzie mała grupka osób. Na moje oko zebrało się kilkaset osób (300).

Pisarz okazał się całkiem pozytywnym człowiekiem z nieznikającym z twarzy uśmiechem, który ripostami odpowiadał na pytania. Strasznie żal mi było, że nie mogłam być na sali i zadać pytania, bo z tym pisarzem chciałam porozmawiać na temat bohaterek jego książek. Około 18:15 nastał czas na rozdawanie autografów.

Takie tłumy czekały na autograf od francuskiego pisarza. Ja odnalazłam swój czubek głowy na samym szczycie kolejki w prawym górnym rogu ;-).

Wiedziałam, że najprawdopodobniej (patrząc na tą fatalną organizację) nie wszyscy załapią się na autograf, ponieważ Schmitt o 19:30 miał pociąg, a ludzi jak mówiłam było mnóstwo. Szybko wzięłam swoje rzeczy i ruszyłam na salę, tzn. na ten tłum dobijający się na salę… Wiedziałam, że żadne uprzejmości i czekanie nie będą działały na moją korzyść, więc można rzec, że trochę na chama się cisnęłam, na tyle ile się dało, tak jak rzesza ludzi wokół mnie. Przy okazji poznałam wiele sympatycznych ludzi, z którym doceniałam każdy krok naprzód, przejście progu sali, pierwszy schodek w dół, dotknięcie sceny itd. Po 45 minutach udało mi się zejść do sceny, mimo, że stolik, przy którym siedział Schmitt miałam w zasięgu ręki, to jednak kolejka prowadziła na około sceny, a czas upływał nieubłaganie. Mimo, że jedna pani w tłumie stwierdziła, że z tym pociągiem to jakieś kity, bo ma występ w telewizji, to ja widziałam jak pracownice z biblioteki co chwilę podchodziły do autora informując go o czasie. To były ostatnie chwile, ostatnie osoby, które miały zaszczyt dostać autograf od autora. Tłum poganiał gadających z pisarzem i parł na przód. Pani ochroniarz powiedziała, że gdyby wiedziała, że młodzież jest taka pełna zapaleńców do czytania, to ona sama chętnie popodpisywała nam książki. Tym czasem do sceny coraz bliżej, już udało mi się wejść na schodki… Ale wciąż był lęk, czy się jeszcze załapię… Tak blisko celu i nieosiągnąć go, byłoby torturą. Popadaliśmy w histerię, że nam się wymknie.

To była piękna chwila, kiedy pani przepuściła mnie na scenę, po czym szybko się zorientowałam, że jako ostatnią. Kiedy podchodziłam do stolika, owa kobieta zawiadamiała pozostały tłum, że niestety rozdawanie autografów zakończone z tego powodu, że pisarz ma lada moment ostatni pociąg. Było mi strasznie żal tej dziewczyny stojącej za mną, że się nie załapała, tak jak tych osób stojących za mną, bo byli tak blisko i się nie udało. Natomiast ja wręcz promieniałam szczęściem, że mi się udało. To chyba był najcenniejszy autograf jaki zdobyłam, taka walka z przeciwnościami losu. Nie wiem ile osób, które go otrzymały, potrafiły go tak docenić. Poprosiłam o dedykację w jęz. francuskim, co zdziwiło tłumacza, który jak się upewnił, że chcę pour Catherine, a nie dla Kasi, powiedział do autora mniej więcej coś takiego „pisz po swojemu” ;-). Potem rzekłam najszczerze merci, a Schmitt odpowiedział mi z promiennym uśmiechem również merci. To była dla mnie tak wyjątkowa chwila. Nawiązać kontakt z człowiekiem, którego twórczość bardzo cenię. Do podpisania wybrałam książkę Moje życie z Mozartem, jako tą najbardziej intymną, autobiograficzną. Nie przyznam się o czym sobie pomyślałam w pierwszej kolejności po uzmysłowieniu sobie tego faktu, ale wiem, że jego kolejne książki będę zupełnie inaczej czytać niż dotychczas.

Emocje po spotkaniu jeszcze do końca nie opadły. Mam nadzieję, że jeśli będę miała kiedyś ponowną okazję uczestniczyć w spotkaniu z Ericem-Emmanuelem Schmittem, to że będę mogła z nim porozmawiać, zadać jemu choć jedno pytanie. Obiecuję solennie, że nie będę wtedy tak pchała się po jego autograf, kiedy będzie taki tłum. Pozwolę, by ktoś inny mógł nacieszyć się tą chwilą i wyfrunąć z sali jak ja :)).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *