Autor: Agnieszka Lingas-Łoniewska
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Podchodziłam do niego z mieszanymi uczuciami, z tego powodu, że należę do dwóch grup społecznościowych, a każda z nich ma skrajną opinię na temat książek autorki. Blogerki się zachwycają, a biblioNETkowicze wręcz przeciwnie. Przeczytałam wcześniej kilka wnikliwych recenzji na temat stylu pisania pani Agnieszki, więc podczas lektury byłam wyczulona na język.
Jednego byłam pewna, że jest to lekka książka, którą przeczytam jednym tchem, jednego wieczora. Dlatego przed zaśnięciem nie rozpoczęłam cięższej książki, przy której po zaledwie paru stronach zasnę, ale właśnie wybrałam Zakład o miłość. Już sam tytuł powinien mi przekazać, że fabuła i jej wątki będą mi znane z wielu komedii romantycznych. Jednak po uroczej okładce spodziewałam się raczej metaforycznego ujęcia tytułu. I tu się nieco rozczarowałam. Już pierwsze strony mówiły mi, że będę miała do czynienia z ckliwą historią, przewidywalną do szpiku kości. Mówi się trudno, od czasu do czasu jak na kobietę przystało powinnam przeczytać jakiś romans. Ostatni czytałam rok temu, więc raz na rok wytrzymam. Choć szczerze powiedziawszy, jak mam wybierać harlequiny albo paranormal romance to wybieram to drugie. Uzasadnienie: w książkach paranormal romance jest ciekawsza kreacja świata przedstawionego. Ale wróćmy do Zakładu o miłość…
Główną bohaterką jest Sylwia, która pochodzi z arystokratycznej rodziny z tradycjami, jest na czwartym roku historii sztuki, a za dwa tygodnie ma wyjść za mąż, za Marcela. Na wieczorze panieńskim poznaje Aleksa, egoistycznego typa, który zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Nie pokazując tego, zakłada się z kumplami, że do dwóch tygodni uda mu się ją „zaliczyć”. Aleks jest stanowczy w swojej decyzji i nie odpuszcza zagubionej Sylwii, która przy nim odkrywa, że dotąd żyła wbrew sobie.
Pozytywnym elementem książki jest zakończenie bez sentymentalnego happy endu. To zakończenie obroniło trochę powieść przed tytułem niestrawnego romansu. Ponoć to jest jedna z tych książek, które nie są jeszcze aż tak ckliwe. Więc chyba lepiej będzie jak po kolejne powieści Lingas-Łoniewskiej nie sięgnę. Choć znając siebie, pewnie dam drugą szansę. Reasumując jest to powieść dla czytelniczek, które lubią romanse, przeżywać emocje z bohaterami (bo tu jest co przeżywać). Książka na trzygodzinne oderwanie się od rzeczywistości, bo wciąganie czytelnika w historię jest atutem tej literackiej pozycji.
Ocena: 3,5/6