Autor: Małgorzata J. Kursa
Wygraną książkę na profilu FB Książka zamiast kwiatka postanowiłam przeczytać prawie od razu, zanim stanie na półce i poczeka kilka lat na swoją kolej, wzorem poprzednich nagród. W szczególności, że byłam pewna niedługiego czasu jaki zajmie mi powieść Kursy. Oczekiwałam lektury lekkiej, łatwej i przyjemnej, i takową otrzymałam. Ostrzegam, że w poniższym fragmencie mojej recenzji są spoilery.
Katarzyna Rawska, wrażliwa, niepoprawna romantyczka, na skutek redukcji etatów zostaje zwolniona z pracy w banku. Dzięki przyjaciółce udaje jej się zdobyć etat w fundacji, z którą wcześniej współpracowała jako wolontariuszka. Na początek musi dopilnować prac remontowych, adaptujących stary dworek na siedzibę fundacji. Kasia z entuzjazmem rzuca się w wir pracy, mając nadzieję, że pozwoli jej ona zapomnieć o kłopotach oraz o mężczyźnie, w którym od wielu lat jest beznadziejnie zakochana, a który nie odwzajemnia jej uczuć.
Tymczasem okazuje się, że w dworku zaczynają dziać się dziwne rzeczy… Wcale nie jest opustoszały, a wydarzenia które będą miały tam miejsce, naprowadzę Kasię na trop tajemnicy, której rozwiązanie zaskoczy ją samą. (empik.com)
Tymczasem okazuje się, że w dworku zaczynają dziać się dziwne rzeczy… Wcale nie jest opustoszały, a wydarzenia które będą miały tam miejsce, naprowadzę Kasię na trop tajemnicy, której rozwiązanie zaskoczy ją samą. (empik.com)
Powieść mi się spodobała i nawet wciągnęła, jednak powiem, że była zbyt cukierkowa. Bohaterami jest kilka małżeństw, którzy zgodnie ze sobą żyją, brak specjalnych kłótni, dramatów rodzinnych, tylko takie rodzinne życie na ogół w pozytywnej atmosferze. Przyjemnie się czyta, kiedy jest wszystko dobrze, a pojawiające się problemy są w zasadzie niewielkie. Udzielił mi się odrobinę klimat miasteczka i sosnowego dworku, jednak nie był ona na tyle silny, by się nim zauroczyć. Lecz zaintrygowałam się tajemnicą tytułowego dworka i wgłębianie się w przeszłość dało mi wiele uciechy, podobnie jak zwięzła historia Polski od czasów Napoleona, w wykonaniu Marty. Uśmiałam się serdecznie i tu mogę powiedzieć, że takich zabawnych fragmentów jest zdecydowanie więcej. Dlatego zgadzam się z hasłem na tylnej okładce, że nie jest to książka dla wiecznych ponuraków.
Jednak, żeby nie było idealnie, muszę wspomnieć o paru negatywach. Przede wszystkim będzie to dotyczyć Kasi, bohaterki, która nie tylko jest niepoprawną romantyczną, ale w niektórym momencie infantylną dziewczyną, do której zdolności karate kompletnie nie pasują. Zirytowała mnie jej brak domyślności, kiedy Zuzanna pisała na klawiaturze nie używając polskich znaków i Kasia nie była wstanie zorientować się co też może się kryć pod słowem „plod” czy „sluzaca”. No litości, jest więcej trudniejszych słów, które bez ogonków stają się dwuznaczne i niezrozumiałe. Jak już jestem przy tej Kasi to małostkowe mi się wydawała ta cała afera ze ślubem, która zmieniała intrygującą powieść w jakąś komedię romantyczną. Taki naciągany happy end. Ponadto kwestia duchów. Fragment, w którym Marta i Kasia pokazały i wręczyły klejnoty bliźniaczkom, i nagle Marta widząc za nimi jakąś postać, z nerwowym głosem zapytała Kasi, czy ją też widzi, a ona po chwili z nawiedzonym głosem potwierdziła, później zjawą okazał się ojciec siostrzyczek, które, żeby wraz z nim odejść (nagle czy w końcu) z tego świata, musiały oddać klejnoty (czyli dobry uczynek musi zwyciężyć, a jakże inaczej!), był tak naiwny, że książka straciła w moich oczach bardzo. Przecież taki wątek mógł rozwinąć się dalej,np. jak pomóc duchom, by zeszły w zaświaty. Ewentualnie, jeśli autorka nie chciała go rozwijać, to lepiej wyglądałby wielkoduszny gest oddania klejnotów przez siostry z przekonaniem, że im się już nie przyda, że wolą pozostawić je obecnym ludziom czy spadkobierczyni, niż oddawanie warunkowe, aby zjawy mogły przekroczyć barierę na spotkanie z ojcem. I mowa Marty przy tym była niczym kazanie o dobrych uczynkach względem bliźnich oraz królestwie Bożym, do którego bogaczowi jest trudniej wejść niż wielbłądowi przejść przez ucho igielne. Gdyby nie ten fragment, którego adresatem powinno być raczej dziecko niż osoba dorosła, powieść oceniłabym o pół stopnia wyżej.
Ocena: 4/6