Autor: Sara Gruen
W ubiegłym roku było głośnio o filmie Woda dla słoni, który spotkał się z moim zainteresowaniem ze względu na rolę Pattinsona grającego Polaka. Z oczywistych względów postanowiłam przed obejrzeniem przeczytać książkę Sary Gruen.
Jacob Jankowski jest starcem mieszkającym w hospicjum, który często traci kontakt z rzeczywistościa odpływając do wspomnień z młodości. Wtedy był studentem weterynarii szanowanej uczelni, jednak nie przystąpił do egzaminów. Później ląduje w świecie cyrku, gdzie zostaje zatrudniony w roli weterynarze. Jacob poznaje miejsce, które uchroniło go przed samotną tułaczką, a także obfituje w różnego rodzaju doświadczenia, które bohater dozna na własnej skórze. Jest to powieść o świecie cyrku, ale także o miłości, samotności, bezradności, opuszczeniu,odpowiedzialności, pracy zespołowej i zwierzętach. Rozczulił mnie wątek z Rosie, słonicą, która rozumiała tylko po polsku. Podobna historia wydarzyła się naprawdę. Pierwowzorem Rosie była Stara Mama, którą angielski treser nie mógł do niczego zmusić poza chodzeniem w kółko. Po wizycie niemieckiego właściciela okazało się, że Stara Mama jest faktycznie bardzo mądra, a rozumie tylko po niemiecku.
Powieść Sary Gruen czyta się z przyjemnością, bo wciąga czytelnika zza kulisy cyrku. Ja o pracy cyrkowców, zarówno artystów jak i robotników mam blade pojęcie. Kilka faktów od tej strony znam tylko z tego powodu, że w mojej rodzinie znalazły się osoby, które wychowywały się wśród cyrkowców. Osobiście powiem, że jako dziecko nigdy nie lubiłam chodzić do cyrku i po dziś dzień takie sztuczki mnie nie interesują. Przy tak rozwijających się technologiach nie dziwię się, że cyrki nie są już tak popularne jak kiedyś. Jeszcze nie zanikły, bo ostatnio z zaskoczeniem zauważyłam reklamę-zaproszenie na występ cyrkowy w okolicy. Nie pamiętam, gdzie to widziałam. W każdym razie pomimo mojej niechęci do tej sztuki, książka mi się podobała i niebawem obejrzę ekranizację.
Ocena: 4,5/6