Obejrzałam już tyle filmów Woody’ego Allena, że każdy następny tytuł oglądam już z przyzwyczajenia i chyba dla samego klimatu, ponieważ raczej już trudno oczekiwać od Allena nowatorskich pomysłów na fabułę. To co najbardziej lubię w jego filmach to intertekstualne odniesienia do dzieł innych twórców sztuki, literatury, filmu, czy filozofii. I to z tą ostatnią mamy do czynienia w Nieracjonalnym mężczyźnie – w akademickich klimatach, tak jak lubię. Ze szczyptą aury z filmu-noir. To też lubię.
Woody Allen pokazuje, że życie filozofa, podobnie jak życie artysty, jest trudne, pełne kryzysów egzystencjalnych, kiedy nie ma weny i poczucia sensu tego co robi. I o ile odnalezienie jakiegoś celu w życiu u artysty zazwyczaj wiąże się z stworzeniem jakiegoś dzieła, o tyle w przypadku filozofa kolejna filozoficzna rozprawa może nie być wystarczająca. Wówczas celem musi stać się jakieś empiryczne doświadczenie. Uzależniony od alkoholu impotent z tytułem profesora przybywa do college’u w prowincjonalnym miasteczku by wykładać filozofię. Zgodnie z przewidywaniami wszystkich widzów wchodzi w bliższą relację z Jill, jedną z jego studentek. Jill lubi litować się nad mężczyznami, jej misją jest wydobywanie ich z dołu egzystencjalnego oraz pomaganie im w poszukiwaniu sensu życia. Potrafi tak zaangażować się w swoją misję, że nawet nie zauważa, kiedy jej związek z Royem zaczyna się rozpadać. To nie zachowanie Abe jest nieracjonalne, ponieważ jego nawet najbardziej wątpliwe moralnie czyny mają jakieś racjonalne, czy nawet szlachetne uzasadnienie. Ileż to filozofów próbowało dokonać zbrodni doskonałej? To Jill jest nieracjonalna, wbrew deklaracjom wchodzi w związek z profesorem filozofii, inspiruje go do zbrodni, a kiedy odkrywa prawdę jest zaszokowana i całkowicie wykreśla Abe’a ze swojego życia, każąc mu opuścić miasto lub oddać się w ręce sprawiedliwości. Mnie strasznie irytowała ta postawa bohaterki, której stosunek do życia może sugerować, że mamy do czynienia z jakąś nastolatką, a nie dwudziestokilkuletnią studentką. Zdecydowanie film powinien nosić tytuł: Nieracjonalna dziewczyna.
Czy film Allenowi się udał? Udało mu się dobrać obsadę (Emma Stone, Joaquin Phoenix), która nada odgrywanym postaciom taki charakter, że nie będą one widzowi obojętne. To są postacie, który sposób postrzegania świata intryguje, ponieważ jest on częściowo niezrozumiały, irracjonalny, a częściowo fascynujący bądź irytujący. Jill i Abe to bardzo wyraziste postacie. A cała reszta jest dobrze znana z wcześniejszych produkcji Allena. No może zakończenie jest dla mnie trochę dziwne… A pointa to już w ogóle stawia Jill w pozycji bardzo nieracjonalnej dziewczyny. Za dużo bujania w obłokach, za mało psychologicznej dramaturgii.
Oglądałem i nie wiem, jest na pewno tak jak mówisz, że koło Emmy i Joaquina ciężko przejść obojętnie, postacie zbudowane na miarę Allena, ale jako całość film mnie strasznie męczył. Dobrnąłem do końca na siłę.