Czego można spodziewać się po amerykańskiej komedii i to twórców, którzy mają na swoim koncie Kac Vegas? Nic ambitnego, za to wulgarnego, opływającego seksem (choć o dziwo bezpośrednich scen tu nie ma, wszystko jest wyrażane w dialogach i gestach bohaterek). Pod tym względem film nas nie zaskakuje, jak również w kwestii fabuły, która jest opiera się na schematach filmów młodzieżowych, gdzie szkolne społeczeństwo dzieli się na popularne i doskonałe dziewczyny oraz na jednostki, na które patrzy się z pobłażliwością.
W Złych mamuśkach mamy poziom wyższy, gdyż zamiast chirliderek i kozłów ofiarnych są perfekcyjne mamy, członkinie szkolnego komitetu rodzicielskiego oraz tytułowe złe mamuśki. To kobiety, które są zapracowane i wiecznie się spóźniają, olewają mecze synów i nie wychodzą z domu, ponieważ ich mężowie uważają, że zajmowanie się dziećmi należy do obowiązków żony. Można w tym trwać całkiem długo, dopóki nie nadejdzie dzień kumulujący wszystkie katastrofy, kiedy należy powiedzieć „koniec z tym!”. To moment, kiedy Amy wraz z przyjaciółkami postanawia przestać z dążeniem do doskonałości, rozpieszczać dzieci w imię idei bezstresowego wychowywania oraz spełniać wymogi stawiane przez przewodniczącą komitetu rodzicielskiego. To oczywiście zaczyna być początkiem wojny między perfekcjonistkami a złymi mamuśkami, która będzie miała także duży wpływ na dzieci…
Film epatuje stereotypowymi obrazami matek, które eksploatowano już w wielu filmach i książkach, zwłaszcza w historiach płciowej zamiany miejsc. Chociaż użyłam określenia stereotyp, to nie znaczy, że obrazy są nieprawdziwe. Z pewnością wiele matek utożsami się choć częściowo z bohaterkami filmu, bo pewne doświadczenia są uniwersalne dla każdego macierzyństwa. Są to jednak obrazy przerysowane, a przy tym mało wiarygodne. Bo co z tego, że Amy jednego dnia oblała się wrzątkiem, następnie wywaliła na siebie spaghetti i chodziła w poplamionym żakiecie, skoro nadal wyglądała prześlicznie? Kto spoglądając na jej twarz powie, że należy ona do przemęczonej i zapracowanej kobiety? Kto uwierzy, że taką kobietę można zdradzić z jakąś laską z internetu, jak zrobił to mąż Amy? Chyba, że go kusiła tą swoją „erotyczną” bielizną, która wg Carli wygląda jak zderzak na piersiach. Z kolei, kiedy jej uroda i zaangażowanie w proces wychowania dzieci naturalnie może budzić podziw pewnego owdowiałego mężczyzny – wątek ten został potraktowany po macoszemu, w związku z czym sprawia wrażenie wlepionego na siłę.
Nie będę oryginalna, kiedy recenzję zakończę stwierdzeniem, że jest to film, który powinien zobaczyć każdy mężczyzna (ku przestrodze, bo mąż Kiki przekonał się na własnej skórze, jak wygląda życie, kiedy żona zbuntuje się wobec patriarchalnych zasad). Mam zachęcać nie trzeba, bo z pewnością każda będzie chciała podnieść swoją samoocenę, a obejrzenie tej przeciętnej komedii to gwarantuje. To nie jest film, który pokazuje, jak uciążliwe jest posiadanie dzieci. Złe mamuśki przekonują, że dzieci to najcudowniejsza rzecz, jaka ich spotkała; problem pojawia się wraz z rozpowszechnieniem wizji idealnego macierzyństwa. A realizacja tej wizji jest iluzją, bo tak naprawdę nikt nie jest doskonały. Nawet przewodnicząca komitetu rodzicielskiego!
Ocena: 5/10