Premiera 18 listopada!
Ogromnie się cieszę, że ten film będzie miał dystrybucję w kinach, bo to jedna z tych perełek, które chcę polecić każdemu (z poczuciem humoru!), a obawiałam się, że będzie trudno dostępny. To jeden z najlepszych polskich filmów surrealistycznych, jakie widziałam. Ktoś podczas festiwalu stwierdził, że to film, który może być godnym następcą dzieł Wojciecha Hasa. Słusznie.
Główny bohater filmu Słow jest konserwatorem dzieł sztuki i przyjeżdża na zlecenie miejscowego proboszcza. Trafia do Ederly, miasta, a właściwie wioski istniejącej poza czasem i przestrzenią. Spotyka różnych ludzi, którzy narzucają mu inną tożsamość, którą dla pewnej wygody Słow jest gotów przyjąć, gdyby nie pewne niekorzystne następstwa, stawiające bohatera w bardzo niekorzystnej sytuacji. Choć szczerze mówiąc, obojętnie co wybierze, i tak jest w sytuacji bez wyjścia.
Ederly to surrealistyczna czarna komedia. Akcja rozgrywa się na granicy jawy i snu. Choć twórcy przyznali, że byli na seansach, gdzie widownia traktowała wszystko co się dzieje na ekranie poważnie, to jednak film jest nastawiony na wzbudzenie u widzów śmiechu… Co ja mówię… Płaczu ze śmiechu. Na niewielu filmach zdarza mi się tak mocno śmiać. Ponadto film Piotra Dumały zachwyca stroną wizualną. Czarno-biały obraz, silne światłocienie i wiejska zabudowa nie przypominająca żadnego konkretnego miejsca, co było celowym zamysłem twórców, ponieważ scenografia miała tworzyć miejsce, którego nie da się określić. Charakter filmu i miejsce akcji może nieco przywoływać skojarzenia z Kołysanką Juliusza Machulskiego. Natomiast poszczególne ujęcia mogą przypominać inne polskie filmy, choćby Zjednoczone stany miłości czy Rewers. Jednak to są tylko spontaniczne skojarzenia, w których pewne widziane kadry zaczynają się nakładać. Ederly jest bez wątpienia oryginalnym obrazem o dużych walorach artystycznych i humorystycznych. Nie możecie tego przegapić!
Ocena: 8/10