Premiera 15 stycznia!
O naszym przywiązaniu do czasu w sposób szczególny świadczyły dni ostatniego tygodnia. Koniec roku wiąże się nie tylko zmianą kalendarzy (od których wielu z nas, w tym ja, jest uzależnionych), ale z pewnymi podsumowaniami, a z kolei nowy rok z postanowieniami. Postanowienia też wynikają z naszej silnej świadomości o przemijalności naszego życia, upływie czasu, bo owe przyrzeczenia mają jeden główny cel – przeżyć owocniej kolejny okres życia, abyśmy nie mieli poczucia zmarnowania go. Z pewnej potrzeby zapanowania nad tym, co nieuchronne, czyli pewnym końcem. Skoro doba nie może być dłuższa niż 24h, pragniemy, aby każda godzina naszego życia została dobrze zagospodarowana, aby nam się udało najwięcej przeżyć, doświadczyć, przeczytać/obejrzeć/wysłuchać min. X z długich list dzieł, które należy poznać przed śmiercią. A książka Mitcha Alboma twierdzi, że im bardziej jesteśmy świadomi mijającego czasu, im bardziej jego odmierzanie dzielimy na drobniejsze jednostki, tym prędzej go tracimy.
Zaklinacz czasu składa się z trzech przeplatających się historii, które, prócz posiadania wspólnego mianownika jakim jest czas, zbiegają się w pewnym kluczowym dla postaci miejscu. Pierwsza opowieści dzieje się w epoce starotestamentowej (nazywam ją tak, ponieważ nie ma konkretnych danych czasowych, bo dzieje się to nim zaczęto go odmierzać, a spora część tekstu jest stylizowana na księgę rodzaju). Jej bohaterem jest Dor, mąż Allie, który po wielu badaniach przyrodniczych konstruuje pierwszy zegar, później stale udoskonalany. Zostaje nazwany Ojcem Czasu, a za wymyślenie tego pojęcie zostaje skazany na życie w jaskini. Tam słyszy narzekania przyszłych ludzi, będące następstwem jego „dzieła”. Równolegle śledzimy losy współczesnych nam bohaterom, Victora, osiemdziesięcioczterolatka, czternastego na liście najbogatszych ludzi na świecie, zmagającego się z rakiem oraz Sarah, puszysta kujonka, uznawana za dziwaka, przeżywającą pierwsze zauroczenie najpopularniejszym chłopakiem ze szkoły, które jak to najczęściej bywa nie jest odwzajemnione. Zadaniem Dora jest pokazanie wartości czasu tej dwójce ludzi.
Zacznę od tego, że porównanie Zaklinacza czasu do Alchemika jest trochę krzywdzące. Książka Mitcha Alboma, choć jest pełna życiowych przesłań, nie ma stricte tak patetyczno-filozoficznego charakteru. Problem, którego dotknął Albom jest bardzo aktualny (szczerze mówiąc jest aktualny od powstania odmierzaczy czasu), szczególnie, kiedy żyjemy w latach, które wraz z rozwojem technologicznym (i nie tylko) nabierają coraz większego tempa. Nowe sprzęty są tworzone po to, aby można było zrobić coś szybciej, przemieścić się gdzieś prędzej. Sami sobie skracamy czas, chcąc uzyskać nad nim władzę. Dlatego uświadomienie sobie tego paradoksu wydaje mi się dość istotne. Zwolnijmy czasem. Nie chcę, żebyśmy teraz wylegiwali się przez całe dnie z brzuchem do góry, bo skoro nasze próby zaoszczędzenia czasu przynoszą odwrotny skutek, to nie warto nic robić. Nie, pragnę zwrócić uwagę na to, że nabywanie wszelakich robotów wykonujących prace domowe czy pojazdów osiągających coraz wyższą prędkość nie ma sensu, skoro i tak nie będziemy mieli czasu na odwiedziny sąsiadów czy rodziny. (Tu już sami wybierzcie kogo byście odwiedzali, gdybyście odczuwali większość ilość czasu. Choć myślę, że uprzedzenia do pewnych osób oraz konflikty rodzinne też w większości przypadków wynikają z braku czasu na bliższe poznanie się i integrację.)
Zapewniam Was, że lektura ta, nie zabierze Wam więcej niż raptem parę godzin z Waszego cennego życia, ponieważ książka ma mały format, grubszy papier oraz duże marginesy. Kochani czasożercy, nie narzekajcie, że brakuje wam czasu na przeczytanie pożyczek/egz. recenzenckich/książek własnych itp., włączcie pralkę, mikser z misą obrotową i bez wyrzutów sumienia usiądźcie w fotelu i poczytajcie. W końcu po to te sprzęty macie, aby nie musieć ręcznie wykonywać tych czynności, tylko zyskać ten czas dla siebie.
Ocena: 4,5
PS. Ja tylko tak mądrze teoretyzuję. Sama do teraz bije się z myślą, czy nie powinnam była odmówić spotkań towarzyskich, aby w tym czasie móc popisać prace na studia, zaległe posty na bloga itp.
PS. 2 Książkę zaliczam do styczniowej edycji wyzwania trójki e-pik, motyw walki z chorobą.
Czy to Albom napisał „Pięć osób, które spotkamy po śmierci”? Bo klimat obu powieści wydaje mi się podobny, a że tamta powieść dała mi wiele do myślenia i na długo zapadła w pamięć, chętnie przeczytałabym i tę:)
Tak, to ten sam. Ale tej wcześniejszej nie czytałam.
Czytałem, szczerze polecam!