Premiera 19 lutego!
Moja fascynacja twórczością Schmitta wcale nie zaczęła się od jego pierwszej książki Oskar i pani Róża. Owszem, była to pierwsza jego opowieść, jaką przeczytałam, ale dla mnie była zbyt ckliwa i patetycznie wzruszająca, a to nie jest sposób docierania do mojego serca. A podobny charakter mają pozostałe utwory z cyklu „Opowieści o niewidzialnym”: Pan Ibrahim i kwiaty Koranu oraz Dziecko Noego.
Tajemnica pani Ming również jest zaliczana do tego cyklu i choć pojawia się tu motyw dziecka, a ściślej mówiąc dzieci, to w przeciwieństwie do poprzednich książek, dziecko nie jest tym, które poznaje i komentuje rzeczywistość. Religii tutaj też brak, w zamian jest polityka Chin.
Chiny są nie tyle krajem, ile tajemnicą.*
Pani Ming jest babcią klozetową w męskiej toalecie Grand Hotelu. Swoją pracę wykonywała z taką dumą i godnością, że wszyscy potrzebujący kłaniali się przed nią jak przed królową. Francuz, który przyjeżdża regularnie do Chin w interesach, próbujący poznać ten wciąż rozszerzający się kraj, zaprzyjaźnia się z panią Ming, która opowiada mu o swojej rodzinie, liczącej dziesięcioro dzieci. Ten fakt wydaje się Francuzowi podejrzany w obliczu tutejszego prawa jednego dziecka i jest przekonany, że rozmówczyni jest mitomanką. Nie mogąc znaleźć dowodów przeciwko niej, uprzejmie wysłuchuje bajeczne historie jej potomków, przy czym sam w międzyczasie zostaje oskarżony przez nią o kłamstwo.
Dociekanie, kto jest kim i dlaczego podaje się za kogoś innego, prowadzi do zdefiniowania prawdy
Prawda to tylko kłamstwo, które podoba nam się najbardziej.**
oraz jej hierarchizacji
Od prawdy zawsze wolałem niepewność.***
Jest przesłanie, jest jakaś głębia, ale to stary Schmitt, a ja wolę tego nowego z trafionymi spostrzeżeniami na temat życia codziennego, ziemskiego, a nie dotyczącymi ludzkiej duszy.
Ocena: 4/6
Za książkę dziękuję
* Eric-Emmanuel Schmitt, Tajemnica pani Ming, Znak, Kraków, 2007, s. 5
** Tamże, s. 70
*** Tamże, s. 77
Ja bym akurat „Oskara” powieścią nie nazywała, ale zgadzam się z Tobą – trochę zbyt ckliwa to opowieść. Za to pokochałam Schmitta przy „Zapasach z życiem” i tak sobie przy nim trwam, raz zachwycając się, raz rozczarowując.
„Pana Ibrahima” oraz „Noego” jeszcze nie znam, ale widziałam dziś na Goodreads, że porównuje się „Panią Ming” do tych właśnie dzieł. Przekonam się, jak już przeczytam 🙂
Również uważam, że „Pani Ming” nie jest najlepszą książką w dorobku Schmitta, ale ma w sobie coś klimatycznego. Może to przez to moje zamiłowanie do Chin? Któż wie…
Masz rację, to nie jest powieść, chyba z przyzwyczajenia napisałam to jako, nie zawsze słuszny, synonim książki.
Ze zdziwieniem zauważyłam już kilka miesięcy temu, że „Zapasy z życiem” jeszcze nie czytałam. Mnie chyba najbardziej ujął przy „Trucicielce”.
O! To mnie cieszy – dziś przeglądałam swoje książki i nawet zatrzymałam się na chwilę przy „Trucicielce” z postanowieniem, że powinnam wreszcie ją poznać 🙂
Co do powieści – też się na tym łapię, niestety. To chyba już taki odruch 🙂