Apetyt – Philip Kazan

Piękna okładka, prawda? Przywodzi na myśl obrazy z przełomu renesansu i baroku spod pędzla Caravaggia. Skojarzenia są dobre, bo akcja dzieje się w XV-wiecznej Florencji, w latach rozwoju Sandro Botticellego, młodego Leonarda da Vinci i dojrzałego Fra Fillippo Lippi, który wraz z pierwszym namiętnie malował Madonny. Pod skrzydłami tego pierwszego uczy się malarstwa rówieśnik Leonarda, Nino Latini. Ma on artystyczne zdolności, jednak nie uwydatniają się one na płótnach, lecz na półmiskach. Nino ma wyjątkowe wyczucie smaku, potrafi posmakować każde miejsce, okoliczności i każdego człowieka. Na bazie tych doświadczeń komponuje potrawy. Dzięki zdolnościom staje się szefem kuchni najznamienitszych przedstawicieli Kościoła, dzięki niepokorności i niespełnionej miłości do przyjaciółki z dzieciństwa musi stawić czoła przeciwnościom losu. A koło fortuny obraca się cały czas…

Philip Kazan raczy czytelnika obszernymi, bardzo plastycznymi opisami smaku, potraw, miejsc, postaci. Może nie są one tak sugestywne jak opis brudnego miasta i targu rozpoczynający Pachnidło Patricka Suskinda, jednak potrafią działać na wyobraźnię. Jestem pod wrażeniem, że można znaleźć tyle epitetów i tak naturalnie opisywać wrażenia Nina, a przy tym nie mamy wrażenia, że opisy się powtarzają. Jest to wyczyn, bowiem książka liczy blisko 600 stron, a składa się właściwie z samych opisów. To takie kulinarne Nad Niemnem. Dynamicznej akcji jest tu stosunkowo niewiele przy ilości przygód, jakie przeżywał główny bohater. Podobało mi się to, że autor wplótł w fabułę najważniejsze postacie historycznego tamtego środowiska tego okresu, prócz w/w malarzy pojawiają się kardynałowie Gonzaga i Rodrigo Borgia oraz przedstawiciele największych rodów: Medyceuszy i Pazzich.

Niewątpliwie byłaby to bardzo interesująca biografia XV-wiecznego mistrza kuchni, jakim był Nino Latini, gdyby istniał naprawdę. Powiem tak, kunszt literacki Philipa Kazana jest równie poetycki co potrawy Nino Latini. Jednak ani na myśl o potrawach Nino nie robiłam się głodna (fakt, że ówczesne menu mocno się różni od dzisiejszego), ani też nie wyczekiwałam chwili, kiedy będę mogła kontynuować lekturę Apetytu. Choć nie mogę odmówić powieści piękna operowanego plastycznego języka, jest ona bardzo nużąca. Jestem gotowa przyjąć argumenty, że smakiem tej książki należy się delektować, a nie pochłaniać jak hamburgery z fastfoodowych sieciówek. Licząc na poczucie wyjątkowego smaku, nie przerwałam tej wyrafinowanej uczty, jednakże mimo tego przesytu wielości potraw, mój apetyt nie został zaspokojony.

Ocena: 4/6

Za egzemplarz dziękuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *