Trauma codzienności Mark Epstein, Charaktery, Kielce 2014
Publikacja Epsteina otwiera się na traumy mniejszego wymiaru. Może to nie jest najtrafniejsze określenie, ale na myśli mam traumy życia codziennego, które spotykają każdego z nas. Dotąd zwykle poświęcano uwagę traumom po wojnach czy przemocach w rodzinie. Także szukano sposobu, aby zwalczyć te lęki, wyciszyć przykre przeżycia, które na nowo ożywają. Mark Epstein promuje inną postawę, zachęca do oswojenia się z traumą jako integralną częścią życia. Trauma, według psychiatry, nie musi być przeszkodą, ale stać się narzędziem do samorozwoju i pełniejszego przeżywania codzienności.
Chciałam w tej publikacji znaleźć coś dla siebie lub coś, co pozwoliłoby mi zrozumieć innych, lub im pomóc. W rozdziale, w którym Mark Epstein opowiada o swoim doświadczeniu związanym z oglądaniem kasety z filmem przedstawiającym jego żonę karmiącą córkę, miałam nadzieję, że znajdę wyjaśnienie mojej nietypowej reakcji na wspomnienia z dzieciństwa. Otóż, nie mogę absolutnie oglądać filmików, w których jestem małym bobaskiem stawiającym pierwsze kroki czy robiącym pierwszy przysiad. Nie potrafię oglądać zdjęć z mojego dzieciństwa bez płaczu. Nie potrafiłam tego 10 lat temu, nie mogę dzisiaj i podejrzewam, że to się nie zmieni. Nie potrafię mojej reakcji uzasadnić w żaden sposób. Nie wiem, co takiego się wydarzyło, że mogę zaakceptować autoopowieści dopiero od czasów na przełomie przedszkola i szkoły podstawowej. Miałam nadzieję, że utożsamię się z doświadczeniem Marka i wreszcie będę potrafiła to wyjaśnić. Niestety, to było zupełnie coś innego. No trudno.
Postawy Marka Epsteina nie zaakceptowałam. Choć wiedziałam, że autor jest buddystą i będzie częściowo się odnosił do doświadczeń Buddy, nie sądziłam, że cała jego psychoanaliza będzie zasadniczo na tym oparta. Nie podobało mi się, że autor reprezentował bardziej wyznawcę buddyzmu niż psychiatrę, która moim zdaniem powinna być wolna od religijnych praktyk. Każda religia propaguje taką postawę, dzięki której człowiek jest w stanie poradzić sobie z doświadczeniami o różnym nacechowaniu emocjonalnym. W jednej biernie godzą się na cierpienia, które mają mieć właściwości oczyszczające, w innej przetwarzają je na motywującą siłę działania.
Rozumiem, że psychiatra-buddysta chciał przekonać nie-buddystów do słuszności postawy, jaką prezentuje, która może być praktykowana bez deklaracji wyznaniowej. Mnie nie przekonał i niestety nie jestem w stanie traktować tej książki, jako psychologicznego poradnika. Lektura tej publikacji bardzo mnie zmęczyła i nie zachęciła do wprowadzenia jakichś zmian w swoim postrzeganiu życia. Być może jestem zbyt szczęśliwym człowiekiem, pozbawionych traumatycznych doświadczeń i nie dostrzegam wokół siebie ludzi, którym recepturę Epsteina mogłabym zalecić.
Buddyzm nie jest religią tylko filozofią życia. Warto o tym pamiętać ponieważ w założeniu jest on wolny od ideologii i wierzeń. Centralne jest w nim doświadczenie praktykującego – a nie religijne doktryny przyjęte „na wiarę”.
Religia też jest filozofią życia. Wystarczy spojrzeć na religię chrześcijańską, gdzie przykazania się praktykuje w swoim życiu, a nie bierze się je na wiarę.