Nie wiedziałam, czego się spodziewać po tej książce. Z jednej strony uwielbiam powieści historyczne, z drugiej strony unikam fantastyki jak ognia, więc rekomendacje autora Gry o tron działały na mnie wyjątkowo zniechęcająco (podobnie jak wszystkie porównania do Tolkiena czy Sapkowskiego). Na moje szczęście Królowie przeklęci okazali się być fikcją historyczną bez fantastycznych stworów i mitologicznych inspiracji. To była taka fascynująca podróż w średnie wieki do Francji i Anglii.
Tom drugi Królów przeklętych zawiera dwie powieści: Prawo mężczyzn i Wilczyca z Francji. Fabuła pierwszej z nich to faktycznie gra o tron, gdyż Ludwik X zmarł, ledwo po osiemnastu miesiącach panowania, nie pozostawiając po sobie męskiego potomka ani nie wyznaczając regenta. O tron walczą bracia, siostrzenica i stryj zmarłego, czekając na rozwiązanie ciąży Klemencji, żony Ludwika X, gdyż w przypadku narodzin syna, będzie wiadomo, kto dziedziczy koronę. Jednak jego narodziny nie leżą w interesie pozostałych kandydatów na króla, a oni żeby uzyskać władzę są zdolni do największych okrucieństw, dotyczy to także kardynałów, którzy od paru lat siedzą na konklawe, nie mogąc wybrać człowieka na tron piotrowy. Zresztą czy nie jest zastanawiające, dlaczego Ludwik X tak szybko zmarł? Kto za tym stoi?
Tytułowa Wilczyca z Francji to Izabela Francuska, siostra Ludwika X, Filipa V Długiego i Karola IV Francuskiego (który przejął władzę po Filipie), żona angielskiego króla Edwarda II. Jej małżeństwo i życie na angielskim dworze nie było usłane różami, mąż jej nienawidził (z wzajemnością), obwiniał ją o wszystkie nieszczęścia, a w dodatku sam wykazywał skłonności homoseksualne i w łóżku preferował obecność swojego przyjaciela Hugona, którego małżonka również musiała tolerować (taki trójkąt w królewskim łożu). Los Izabeli był nie do pozazdroszczenia, ponieważ wkrótce Edward zabronił jej spotykać się z przyjaciółkami, a także pozabierał książki (bo pewno zrobiłaby się jeszcze mądrzejsza…). Jej jedyną okazją do ucieczki z angielskiego tronu była koronacja brata Karola na króla Francji. Wykorzystała to i siedziała tam tak długo, jak tylko to było możliwe, a w praktyce jak do opinii publicznej przeszły informacje o skłonnościach seksualnych Edwarda.
Zastanawiające jest to, że pierwsza powieść, która fabularnie wydaje się być bardziej portretem mężczyzn walczących o władzę, okazała się być dla mnie zdecydowanie ciekawsza niż powieść portretująca kobietę i jej próby wydostania się z małżeńskiej i królewskiej niewoli. Prawo mężczyzn jest powieścią porywającą, którą przeczytałam jednym tchem, najbardziej kibicując postaciom drugoplanowym, całkiem przypadkiem odgrywających istotne dla przyszłości Francji role. Natomiast Wilczycę z Francji po prostu przemęczyłam. Narracja wydawała mi się chaotyczna i nie jasno określała główny temat powieści. To ja zgodnie z tytułem zasugerowałam, że jest to portret Izabeli Francuskiej, ale tę powieść można też uznać jako obraz ciągłej walki o władzę i wpływy czy ilustrację słabej władzy w Anglii. Tak diametralna różnica w odbiorze obu powieści budzi zaskoczenie, czy to dalej ten sam autor, czy obie części przekładał ten sam tłumacz? Informacje wskazują na to, że tak. Dlaczego więc Prawo mężczyzn czyta się tak dobrze, a przy Wilczycy z Francji z ledwością dotrwałam do końca?
Niedawno zobaczyłam tą książkę q księgarni i właśnie porównanie do GoT, tak bardzo mnie zachęciło, żeby powieść posiadać. Jednak napisłaś, że nie jest to powieść fanyastyczna, ale dzieje się nq terenie Francji i Anglii – pozycja dla mnie. Do tego, chciałam sięgnąć po coś innego, a powieść historyczna, to jest właśnie to.
Mogę mieć tylko nadzieję, że kupię ją jeszcze w tym roku.