Od paru lat czytam historie ludzi w przededniu wybuchu wojny światowej. Jestem ciekawa, co oni wtedy czuli, czym się zajmowali, czy byli świadomi tego, że za parę miesięcy, tygodni, dni ich rzeczywistość całkowicie się odmieni. Czy można się na wojnę przygotować? Czy można wyczuć w społecznych nastrojach zbliżający się konflikt zbrojny? Podejście ludzi jest różne, pesymiści przygotowują jedzenie na zapas bądź opuszczają kraj, optymiści wyśmiewają tych zlęknionych, z entuzjazmem przekonują, że to tylko ploteczki, że dyplomatycznie uda się uniknąć konfliktu. Traktuję te publikacje niczym poradnik, bo to że kolejna wojna światowa zbliża się nieuchronnie (to kwestia kilku lat), jest już faktem oczywistym.
Książka Aleksandry Zaprutko-Janickiej zaczyna się analizą sytuacji społecznej na początku roku 1939. Czas pełen napięcia, kiedy w części gospodarstw domowych zaczęto zbierać zapasy żywności długoterminowej. Wiadomo, w okresie wojny najcenniejszą walutą jest jedzenie oraz w dalszej kolejności produkty codziennego użytku. Wraz z wybuchem wojny coraz mniej lokali gastronomicznych kontynuowało działalność, w sklepach następowały pustki na półkach, a niemieckie kartki żywnościowe wydzielały niewielkie porcje jedzenia. W sklepach dobrze zaopatrzonych (zazwyczaj przeznaczonych dla niemieckiej klienteli) jedzenie było bardzo drogie. Zatem szczęśliwi ci, co mieli w domu przewidującą kobietę, która zawczasu zrobiła zapasy, ponieważ część z nich można było sprzedać na czarnym rynku. Owe targowiska były głównym miejscem pozyskiwania dóbr żywnościowych, jednak tamtejsze ceny były wielokrotnie wyższe od tych w sklepach. Z drugiej strony targowisko było też idealnym miejscem na prowadzenie własnej działalności gospodarczej. Drugim sposobem na własny biznes było założenie własnych lokali gastronomicznych, gdzie bardziej kreatywne panie domu przygotowywały, ponoć nawet smaczne, domowe posiłki.
Autorka Okupacji od kuchni pokazuje kulinarne oblicza Polski pod okupacją niemiecką. Prezentuje, skąd i w jaki sposób ludzie zdobywali jedzenie, co w ogóle mogli jeść i jakie potrawy cieszyły się szczególną popularnością. Ostatnia część książki to zbiór przepisów na alternatywne z produktami zastępczymi i niewątpliwie kreatywne dania, które jadano w czasie II wojny światowej. Czy poza pełnieniem roli ciekawostki, owe receptury mogą nam pomóc podczas kolejnej wojny bądź służyć jako kulinarna inspiracja na lokal gastronomiczny w klimatach okupacyjnych [mieszczący się na przykład przy jakimś muzeum historii okupacji niemieckiej]?
Publikacja Aleksandry Zaprutko-Janickiej jest niewątpliwie ciekawa, ale czy również apetyczna? Myślę, że odpowiedź zależna jest nie tyle od preferencji smakowych czytelnika, ale prędzej od jego doświadczeń. Na pewno inaczej na to spojrzy moje konsumpcyjne pokolenie, a inaczej peerelowskie, które z kolei znajdzie kilka punktów wspólnych. Zamknęłabym je w trzech hasłach: jakość, dostępność, kreatywność.