Kto by z nas nie chciałby ograniczyć wydatków? Wiem, fajnie byłoby móc bez ograniczeń i konsekwencji kupować rzeczy i usługi, ale czy na pewno? Bohaterowie książki Marty Sapały sądzą nieco inaczej, gdyż jednym z pierwszych działań, jakie podejmują w Roku Bez Zakupów, jest oczyszczenie domu z zbędnych przedmiotów, nietrafionych prezentów, nienoszonych dawno (albo wcale) ubrań, nieużywanych zabawek oraz próba znalezienia drugiego życia dla rzeczy, które nie nadają się tylko do wyrzucenia. Cierpimy na nadmiar rzeczy, które często kupujemy impulsywnie, nie zastanawiając się nad tym, czy na pewno jest to nam potrzebne, czy w ogóle będziemy z tego korzystać.
Marta Sapała zaprosiła kilkanaście osób do eksperymentu, który określa mianem Roku Bez Zakupów. Jego celem jest ograniczenie wydatków do minimum, do pozyskiwania jedynie najniezbędniejszych rzeczy do życia. Jak szybko się okazuje, niezbędność jest pojęciem relatywnym. Dla jednej osoby będzie to chleb, dla innej kawa , a dla jeszcze kogoś tusz do rzęs, bez którego nie wychodzi do pracy. Początkowa trudność tego eksperymentu polega na przedstawieniu siebie i członków swojego gospodarstwa domowego na kontrolowanie wydatków i ograniczanie zakupów. Po trzech miesiącach takie życie wchodzi w krew, choć nie u wszystkich, bo część osób szybko porzuca projekt. Poważniejszy problem w tym działaniu stanowią inni: członkowie dalszej rodziny, nauczyciele wymagający od rodziców zaopatrzenie uczniów w określone przybory szkolne oraz społeczeństwo konsumpcyjne, które oczekuje, że kupisz prezent na dzień chłopaka, walentynki, mikołajki, gwiazdkę, zajączka, dzień dziecka itd. Nie można dać używanej rzeczy jako okazjonalny prezent. Nie zawsze kreatywność pozwoli uniknąć dodatkowego zakupu. Bardzo ciekawe okazały się statystyki wydatków świątecznych Polaków. Automatycznie próbowałam wykalkulować, ile w moim domu wydaje się pieniędzy podczas wymienionych okazji. Wiem, że wydajemy całkiem sporo. Od kilku lat robię się chora na myśl o zakupach na imprezę urodzinową. Kupiona ilość jedzenia wykarmiłaby gości sporego wesela.
Książka Marty Sapały należy do grupy tekstów, które motywują do działania. Oczywiście nie mam zamiaru wpaść taką skrajność, jak to robią członkowie projektu, ale dla mnie np. będzie sporym postępem umiejętność takiego planowania zakupów, aby zrobić jedne większe w tanim hipermarkecie i uniknąć późniejszego regularnego dokupywania przekąsek i pojedynczych rzeczy w mniejszych i droższych sklepach w drodze z uczelni do domu (jakie są ceny w centrum Krakowa, to sobie możecie wyobrazić). Wydaje mi się, że taka praktyka, jeśli nie pozwoli zaoszczędzić pieniędzy, to na pewno zmieni przyzwyczajenia: zjem jeden solidny posiłek w domu, na uczelnię wezmę napój oraz kanapki albo przekąski uprzednio przygotowane/kupione w tanim sklepie. (To pozwoli także uniknąć stresu związanego z przedłużeniem się o 5 minut zajęć, które sprawiają, że na przejście z jednego budynku do drugiego masz już tylko 10 minut, z którego kolejne 5 minut zabierze oczekiwanie w kolejce do kasy w okolicznym sklepiku).
Dodam jeszcze, że u mnie nie wchodzi w grę rezygnacja z zakupów, kiedy ta czynność jest praktycznie moim sposobem zarabiania na życie (o czym pisałam tutaj). Po blisko 5 latach takiej pracy, moja codzienność polega na dostosowaniu potrzeb uzupełniania zapasów produktów do terminów zleceń (albo odwrotnie, jak mam taką możliwość). Niektórym może wydawać się, że podporządkowując się zleceniom, jestem w jakiś sposób ograniczona, bo zamiast iść kupić czapkę, kiedy uznam, że jej potrzebuję, czekam na zlecenie do sklepu z czapkami, aby kupić ją na koszt firmy. Tylko, że to jest trochę tak, jak granie w Simsy. Kiedy wykorzystasz odpowiedni kod, masz nieograniczoną ilość pieniędzy i od razu możesz swoim Simom zapewnić luksusowe życie. Ale dla mnie to zrobiło się nudne i szybko zrezygnowałam z kodów, aby grać z „naturalnymi” trudnościami, których pokonanie wymagało ode mnie kreatywnych rozwiązań, a kupowanie mikrofali lub zatrudnienie sprzątaczki za premię, właśnie awansującego, Sima było satysfakcjonującą nagrodą. Przeszkody, choć nie raz potrafią nieźle nakopać człowiekowi, tak naprawdę urozmaicają codzienność. A ja nie lubię monotonii.
Wracając jeszcze do głównego tematu dzisiejszego wywodu, powiem, że książka Marty Sapały jest bardzo interesującym zapisem niebanalnego eksperymentu, którego wyniki oraz uwagi pojawiające się w trakcie jego trwania, celnie oceniają kondycję polskiego (choć myślę, że nie tylko polskiego) społeczeństwa konsumpcyjnego. Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków nie jest poradnikiem, który powie nam, jak żyć poza konsumpcjonizmem, bo to jest możliwe tylko na pustelni, z dala od zbiorowiska ludzkiego wymuszającego od każdego człowieka określonych zachowań konsumpcyjnych. Książka Marty Sapały może jedynie podpowiedzieć, jak ograniczyć uczestnictwo w kulturze konsumpcjonizmu oraz uświadomić, jakie zasady w niej panują.
Wyobrażam sobie, że presja otoczenia rzeczywiście musi być najtrudniejszym elementem – zwłaszcza, jeśli ma się dzieci. Szkolne „przymusy” posiadania to straszna rzecz.
Jeśli chodzi o rzeczy praktyczne – w ograniczeniu kupowania marketowych pierdół nam pomaga zamawianie tego, co się da w Tesco Online. Mniejsze ryzyko, że wrzuci się do wirtualnego koszyka coś, co w oko wpadnie.