Umma. Reporter na Bliskim Wschodzie – Alfred de Montesquiou

umma

Obserwując sytuację na świecie, poglądy znajomych, które nierzadko przerażają mnie w swojej naiwności i optymizmie, postanowiłam wgłębić się w temat islamu, jego odłamów, obyczajowości i konfliktów zbrojnych w regionie krajów arabskich, gdzie dominuje religia muzułmańska, czyli mówiąc krótko poznać naród Ummy. Nie wiem, czy w lekturze reportażu o Bliskim Wschodzie szukałam nadziei na to, że moje obawy są nieuzasadnione, czy właśnie potwierdzenia moich poglądów. Alfred de Montesquiou nie dał mi jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ jego głównym zamiarem było pokazanie różnorodności kulturowej obecnej wśród wyznawców jednej religii. Różnorodności spowodowanej położeniem geograficznym i związanym z tym występowaniem pewnych surowców, którego eksport może zapewnić bogactwo danemu państwu; historią oraz dominacją grup odłamów islamu, determinujących określone obyczaje i zachowania społeczne.

Bez wątpienia jest to najlepszy reportaż, jaki kiedykolwiek czytałam, i najlepsza książka przeczytana w tym roku roku. Swoją ocenę uzasadniam tym, że autor zachowuje obiektywność wobec opisywanych sytuacji politycznych, społecznych i gospodarczych. Nie broni działań Ameryki, Unii Europejskiej i Francji (która kiedyś kolonizowała część z omawianych krajów), nie krytykuje też działań muzułmanów, powołując się na historię religii i społeczeństwa, kształtowania reżimu politycznego pokolonialnych państwach, Alfred de Montesquiou stara się zilustrować, co przyczyniło się do niestabilnej sytuacji politycznej, jaka panuje obecnie w Maroku, Tunezji, Egipcie, Izraelu czy Syrii. Przez kilka pierwszych rozdziałów dotyczących krajów, w których sytuacja polityczna wygląda dość podobnie, wydawało mi się, że można dla wszystkich krajów Ummy ułożyć taki ciąg przyczynowo-skutkowy: kraje próbują odzyskać niepodległość po skolonizowaniu, władzę przejmują radykalne odłamy islamu, które wprowadzają do kraju reżim, na „pomoc” przybywa Ameryka, obalająca reżim (ma w tym interes pod postacią surowców), a to z kolei prowadzi do kompletnej destabilizacji państwa, bo kraj, najpierw pod władzą kolonizatorów, później trzymany przez reżim, nie ma pomysłu jak poradzić sobie na wolności. To jednak nie jest historia dotycząca każdego regionu Ummy. W Zatoce opływającej stale w bogactwach, pomimo że już właściwie surowca do eksportu nie ma, nie panuje wojna i obawa konfliktów zbrojnych. Natomiast Syria nie może liczyć na wsparcie ze strony sąsiednich krajów i Ameryki, ponieważ dla jednych jest to nie ekonomiczne (Syria nie dysponuje złożami surowców) ani korzystne dla polityki zagranicznej, gdyż włączenie się w ten konflikt mogłoby skutkować przeniesieniem się wojny oraz grup o radykalnych poglądach religijnych na tereny państw zaangażowanych.

Zaletą reportażu jest również to, że autor starał się pokazać różne obrazy wojen, wojen, które mają nie tylko charakter religijny, ale też, a może przede wszystkim, ekologiczny. Na przykład Irak został pokazany przez pryzmat szpitala, który zniszczony wskutek bombardowania został odbudowany przez dobrą wolę i wysiłek lekarzy. To oni podjęli trud odnalezienia i odkupienia skradzionego sprzętu. Rozwój szpitala zawdzięcza się też nałożonemu na te kraje embargo zabraniające zakup broni, za eksportowane surowce mogli otrzymywać tylko jedzenie i leki.

W tym obiektywnym obrazie wojny nie brakuje też osobistych i dramatycznych przeżyć reportera, który utracił przyjaciół i kolegów z pracy. Osobiste relacje z pobytu w strefach konfliktu są pełne tych chwil, w których czuwa się przy umierającym koledze, zranionego kulą utkwioną w miejscu niedającą szansy na ratunek. Nigdy nie wiadomo, który reportaż będzie tym ostatnim, a którego nie zdąży się sporządzić.

Dla osób, podobnie niezorientowanych jak ja w historii islamu i polityki państw arabskich, bardzo cenne i pomocne okażą się wyjaśnienia pewnych definicji oraz klarowne wyłożenie poglądów różnych ruchów religijnych i partii politycznych, które odgrywają znaczącą rolę na arenie tychże krajów. Po pierwsze to nie zmusza czytelnika do sięgnięcia np. do Internetu po wyjaśnienie pojęć używanych przez autora, po drugie pozwala to usystematyzować wiedzę. Choć wiem, że w moim przypadku przyjdzie mi jeszcze kilka razy wracać do zaznaczonych fragmentów książki, aby utrwalić pewne fakty i pojęcia.

Jedno mogę śmiało powiedzieć, Alfred de Montesquiou wykonał solidną i rzetelną pracę. Przy pisaniu książki skorzystał z wielu powieści i esejów, które zamieścił w uporządkowanej według państw (jeden rozdział jeden kraj) bibliografii (bardzo ucieszyło mnie, że pojawiła się tam książka Dziecko piasku, powieść, która od niedawna gości na mojej półce – mam nadzieję za niedługo ją przeczytać). Sądzę, że jest ona inspiracją dla wszystkich, którzy chcą pogłębić wiedzę o kulturze i historii krajów Ummy. Reportaż wyczerpuje temat, choć autor przyznaje we wstępie, że powinien obejmować jeszcze kilka krajów (np. Iran), o których nie pisze, ponieważ w nich nie był – to potwierdza uczciwe podejście reportera do swojej pracy. Konstrukcja książki jest spójna, reporter opowiada o krajach po kolei zgodnie z ich położeniem geograficznym od zachodniej granicy Ummy, czyli Maroka, przez Algierię, Tunezję, Libię, Egipt itd., aż do wschodniej granicy mieszczącej się w Afganistanie i Pakistanie. Zachowanie takiej kolejności upłynnia przejście z jednego kraju do drugiego poprzez poruszenie i omówienie wspólnego granicznego problemu i podobnej sytuacji gospodarczej dla danego regionu.

Polecam tę pozycję każdemu zainteresowanemu islamem oraz zagubionemu w skrajnych podejściach do aktualnej sytuacji w Europie związanej z kryzysem polityki migracyjnej. Jestem przekonana, że lektura Ummy. Reportera na Bliskim Wschodzie pozwoli wyrobić własne poglądy oparte na czymś konkretniejszym niż przesłanki w mediach.

Za książkę dziękuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *