Reżyseria: Isabel Coixet
Adaptacja książki Philipa Rotha pt.: Konające zwierzę. Jest to historia miłości pomiędzy sześćdziesiątletnim wykładowcą (Ben Kingsley), a dwudziestoparoletnią studentką (Penelope Cruz). Łączy ich namiętność uczuć, choć siebie nie znają dobrze. David wie, że związek się ten nie ma szans na przetrwanie, a jednak wciąż trwa, póki nie przerywa go jego nieobecność na przyjęciu.
Rzadko mi się zdarza, że zainteresowana filmem i książką udaje mi się zdobyć i zaliczyć w tak krótkim czasie. Dokładnie w jeden weekend. Książka była dla mnie szokiem, bo nie spodziewałam się takiej treści, takiego brak uczuć, no dobra potem te uczucia się pojawiły… Ale ten brak szacunku. Co innego wyobrażać, a co innego to widzieć. Cóż, ten starszy facet wyglądał na typowego zboczeńca, blee. I ta piękna dziewczyna… z nim. Masakra. Zbiegiem czasu przywykłam do tego widoku, jednak nigdy nie było to piękne spełnienie uczuć. Po pierwsze dlatego, że postać Davida była sztuczna, on nie potrafił okazywać uczyć, jego mimika wciąż była ta sama, monotonna, nie wyrażająca radości, pożądania, załamania i w końcu miłości. Jedyne sceny, w których można było zobaczyć jego radość, a właściwie zabawny nastrój, kiedy przy kumplach śmiał się, albo dopiero na końcu, kiedy przerażony płakał. Te jedyne dwa momenty czyniły go człowiekiem. Consulue też nie była mistrzowsko zagrana, ale jednak trochę bardziej było widać w niej emocje, zresztą trudno być swobodnym przy o tyle lat starszym facecie. Kumple Davida w przeciwieństwie do niego sprawiali sympatyczne wrażenie, mieli co prawda trochę grzeszków na sumienie, ale mimo wszystko byli mili. Cóż, mogę powiedzieć o fabule, to samo co w recenzji książkowej. Może nie dokładnie, bo tu jednak poza seksem, można było ujrzeć uczucia i pozostałe życie, które owszem też zostało opisane w książce. Ale różnice pomiędzy stronami z tym a tym były niewielkie, a przy moim tempie czytanie, sytuacje zlewały się w jedną monotonię. Obraz jednak różnicę pokazał wyraźnie i dobrze. Zwróciłam uwagę na muzykę, która była klasyczna i dopasowana do eleganckich sytuacji.
Co zostało ucięte, mogło zostać ucięte, bo to były i wyłącznie myślowe porównania profesora, których zawarcie ich w filmie nie było konieczne. Film dobry jeśli chodzi o zrealizowanie fabuły na podstawie książki. Niestety gra aktorska, moim zdaniem upada.
Po przeczytaniu początku film skojarzył mi się z piękną historią Abelarda i Heloizy… 🙂 Niestety filmu nie oglądałam, książki też nie czytałam. Widzę, że mam jeszcze bardzo dużo do nadrobienia.. 🙂 Ciągle się spotykam z czymś czego nie oglądałam/ nie czytałam… ..Pozdrawiam i zapraszam do siebie http:/natasha92.blog.onet.pl/ 🙂
Oglądałem 20 min tego filmu a potem go wyłączyłem bo taki był nudny :P. Mimo to uważam że koncepcja filmu jest ciekawa i można z niej stworzyć ciekawy dramat. Pozdrawiam i zapraszam na mój blog z recenzjami- http://filmyirecenzje.blog.onet.pl