Reżyseria: Jacek Bromski
Ruski autobus pełen handlarzy przekracza polską granicę, gdzie zostaje napadnięty przez ukraińską grupę bandytów „Gruzina” (Włodzimierz Abramuszkin). Marusia (Irina Łaczina) jako jedyna postanawia zgłosić to policjantowi (Andrzej Zaborski) i do czasu rozwiązania sprawy zostaje na wsi, zwłaszcza, że bez pieniędzy i tak nie miałaby jak wrócić. Zamieszkuje u młodego organisty (Jan Wieczorkowski), który nową współlokatorką jest zainteresowany.
Stare komedie nie są złe. Mają ten tamtejszy klimat, najbardziej widać, po tych Rusinach, samochodach i opłatach na granicy. Jedynie co mnie zaskakuje to fakt, że już były popularne komórki i pagery na specjalne zamówienie proboszcza. Sposób jego pokut jak nabardziej nowoczesny. Bardzo wyraźne w filmie zostały pokazane życie na wsi, te ploty, obciachy, obyczaje itd. Co dla nas miejscowych i żyjących w XXI wieku są zdziwieniem, bo czy to dziwny nam widok panny młodej z brzuchem? No nie. Jak już przy tej parze jestem, to naprawdę oni tacy obaj udani, że faktycznie dopasowali się. Bardzo mi się natomiast podobała gra aktorska Jana Wieczorkowskiego, a może sam aktor ;P. Znałam go dotychczas z telenoweli „Klan”, tam mi się wydawał mizerny, taki jak tutejszy Sławek. Cóż, dalsze perepytie organisty i Rusinki poznać można w następnej części filmu, który w najbliższym czasie obejrzę. Jeszcze zanim w tym roku będzie premiera trzeciej części U Pana Boga za miedzą.
Przy współczesnym natłoku polskich komedii, te stare wydają się obecnemu pokoleniowi, mało ciekawe, nie na czasie. A kto powiedział, że komedie z niedzisiejszą fabułą nie mogą mieć dalej dzisiejszego humoru? Dlatego czasami warto skusić się na już nienowe polskie filmy, bo są dobre, czasem nawet lepsze.