Reżyseria: Sławomir Kryński
Neurochirurg Filip (Jan Frycz) wyjeżdża na weekend ze swoją pacjentką (Małgorzata Buczkowska) do Gdańska. Wykorzystując nieobecność męża, który oficjalnie jest w Warszawie, Maria (Katarzyna Figura) wyjeżdża ze swoim kochankiem Bogusiem (Tomasz Kot) na weekend. Co za zbieg okoliczności, że trafiła na ten sam hotel, w którym Filip zamieszkał z Dominiką. W restauracji okazuje się, że doktor Hofman jest mianowany na następcę profesora Gaszyńskiego (Igor Przegrodzki), związku z tym w hotelu pojawia się jego asystent Bazyl (Jacek Borusiński), który ma pomóc w wygłoszeniu referatu, na który czyha doktor Żmijewski (Michał Bajor). Wykorzystując obecność Bazyla, jego narzeczona Jane (Małgorzata Kocik)przyjeżdża wraz z ojcem (Jerzy Schejbal) do tegoż hotelu. Na dodatek Boguś jest poszukiwany przez policję za kradzież 4 mln. zł. I jak pokazać się od najlepszej strony, nie podpadając dyrektorowi hotelu (Sławomir Orzechowski)?
Mam nadzieję, że opis jest wystarczająco zagmatwany, by pokazać o co chodzi w filmie. Właśnie o te kłamstwa z następnymi kłamstwami, poplątanie z pomieszaniem. Wszystko naraz, same zbiegi okoliczności i nie wiadomo co ratować swój honor doktorski, męża czy ratować ukradzioną kasę? Zgadzam się, że to jest męska odpowiedż na Nie kłam kochanie dlatego to jest jeszcze bardziej skomplikowane i mniej zrozumiałe. No wiadomo, faceci. W filmie tacy z nich mężczyźni, że co niektórzy w ludowych kieckach ganiają się za kasą, przy okazji dając na zmyłkę do zrozumienia, że angielska córka zakochała się w tranwesyście. Początkowo kłamstwo było nawet zabawne, bo mogło prowadzić do ciekawych nieporozumień, ale dalsze kłamstwa na taką skalę, w które wciągnięte została cała obsada filmu to już przasada. Ja już zaczynałam sama snuć wersję, kto znowu kim będzie dla kogo. Niezwykle dobijającą rolę miała Małgorzata Buczkowska, która wciąż musiała się chować do szafy lub łazienki. W sumie gdyby nie ta „inteligentna” Dominika, może byłoby o wiele mniej problemów.
Naprawdę spodziewałam się czegoś o wiele, wiele lepszego, choćby coś na poziomie Nie kłam kochanie. Nawet muzyki jakiekolwiek nie było, dopiero pod koniec puścili operę (scena z tymi pięniędzmi była nawet niezła) no i przy napisach śpiewała Edyta Górniak piosenkę, dobrze wszystkim znaną. Przy tak niezłej obsadzie film okazał się gniotem.
Nie oglądałem tego filmu, ale od znajomych też słyszałem że beznadziejny…no cóż takie właśnie jest polskie kino- rzadko kiedy dobre.