Reżyseria: Olivier Dahan
W klasztorze Lorraine mają miejsce bardzo dziwne wydarzenia. Komisarz Niemans (Jean Reno) zajmuje się tą sprawą od odkrycia zamurowanego ciała. Wszystkie ślady wskazują na to, że ma do czynienia z morderstwem rytualnym. Młodszy policjant Reda spotyka w dziwnych okolicznościach człowieka, który jest bardzo podobny do Jezusa. Zresztą sam ten człowiek za Niego się uważa. W szpitalu zaczyna coś gadać o zbliżającej sę Apokalipsie. Wówczas Reda stwierdza, że to ma coś wspólnego ze sprawą komisarza Niemansa.
Przy wielu recenzjach pisałam, że niecierpię francuskiej filmografii. Ale to było zbyt ogólnikowe określenie, ponieważ pisałam to zazwyczaj przy różnych komediach. I o ile komedie mają beznadziejne, o tyle thrillery tworzą świetne. Naprawdę jestem pod dużym wrażeniem. Pisałam, w którejś recenzji, że lubię thrillery takie jak Kod da Vinci czy Anioły i demony. Purpurowe rzeki są o podobnym klimacie pełnym tajemniczości, symboliki związanej z religią. Przyznam się, że ten film przez przypadek wpadł w moje posiadanie, bo miał być to inny film. Ale początek tak świetnie zapowiadał film, że sobie go zostawiłam. I się z tego cieszę. Wiem też, że będę wyczekiwała okazji obejrzenia pierwszej części, bo naprawdę mi się podoba.
Ale może jakieś szczegóły… Po pierwsze o czym wspomniałam i to co jest dla mnie chyba najważniejsze w każdym dziele czy to film czy książka, to klimat, który wnika do nas od samego początku. Ponadto część akcji dzieje się w starym klasztorze i kościele, to już w ogóle jest taka specyficzna, niemal średniowieczna aura. Akcja podobnie jak w thrillerach Rona Howarda dzieje się bardzo szybko, że nawet nie ma kiedy się nudzić. Bardzo intrygowały mnie postacie w habitach, kapturach, w których nie było widać twarzy. Jeszcze atrybut kosy i wygląli by jak śmierć. Zresztą po tym co zrobił jeden z nich w szpitalu u „Jezusa” to faktycznie śmierć, dzięki zażytym środkom, była niepokonana, kondycję mieli niesamowitą. Aż mnie na sam widok serce zaczęło szybko bić jakbym sama biegała. Po raz kolejny w roli głównej i w roli komisarza możemy zobaczyć Jean Reno, którego najpierw niecierpiałam, a potem miałam i dalej mam mieszane uczucia. W sumie jakoś mi tak zobojętniał.
Jedynie co mi się nie podobało, ale nie wpływa na ogólną ocenę filmu, była gra Gabrielle Lazure, która zamiast grać zdenerwowaną i przerażoną, mówiła jak natchniona. Zachowanie to nie było na miejscu. Ponadto dziwna była mi postać Penelope, która ma się wrażenie jakby cały czas płakała, była załamana, a zarazem kusiła i chciała się zabawić. Reakcja w akcie desperacji? No i muzyka na końcu zupełnie nieadekwatna do kończącego się filmu. Ja rozumiem, że szczęśliwe zakończenie i w ogóle, ale mimo wszystko nie pasowało mi to.
Ocena: 9/10
bardzo mi się podobał ten film. obejrzałam go ze względu na chwytliwy tytuł i fakt tego, że gra tam Jean Reno. No i jak zawsze zaczęłam od tyłu. oczywiście spodziewałam się czegoś innego po tym filmie, prawdziwych demonów, ale w sumie to też mi się spodobało. Poza tym… polecam Ci część 1. jest równie dobra 🙂