Zdarzenie

  Reżyseria: M. Night Shyamalan

Nagle w parku w Nowym Jorku ludzie zastygają w miejscu, później mają halucynacje i popełniają samobójstwo. Masowe samobójstwa powoduje nieznana toksyna z niewiadomego źródła. Nauczyciel fizyki Elliot (Mark Wahlberg) wyrusza z żoną (Zooey Deschanel) i przyjacielem (John Lequizamo) wraz z córką (Ashlyn Sanchez) do innego jeszcze nie zagrożonego miasta. Wkrótce okazuje się, że nawet najmniejsze miasteczka zostają zaatakowane przez niewidzialnego wroga.

Jest to thriller jakiego jeszcze nie widziałam. Żadnych przemyślanych morderstw, sprawcą śmierci nie jest człowiek, lecz siły natury. To jest fascynujące w tym filmie. Nie ma zdenerwowania, nie ma strachu, ale jest napięcie. Jest ciekawość co będzie dalej, jednak przede wszystkim co jest źródłem tej toksyny. Do końca nie wiadomo co to powoduje, w telewizji podają różne hipotezy. Bardzo podobało mi się to, że akcja głównie działa się na łonie natury, że jeśli była przemoc to naturalna. Choć nie brakowało scen brutalnych, które były przyczyną samobójstw, nie było to jakieś drastyczne i w końcu nie oglądałam z obrzydzeniem, co ostatnio często miało miejsce.

Śmieszyła mnie scena tych babć robiących na drutach siedzących na fotelu w maskach gazowych. Scena z lufą wyłaniającą się tajemniczo z półprzymkniętych drzwi też wywołała we mnie takie niespokojne uczucie, że są ludzie, którzy uciekają, ale tnzn., że wszystkie domy są opuszczone. Gdzieś są, gdzieś się kryją przed niebezpieczeństwem. I to zakończenie wcale nie zwiastujące zakończenia…

Ocena: 8/10