Reżyseria: Francis Lawrence
Historia opowiada o 21-letnim Jacobie Jankowskim, zdolnym studencie weterynarii, który po tragicznej śmierci rodziców nie może znaleźć sobie miejsca w życiu. Bohater postanawia dołączyć do grupy cyrkowej, gdzie poznaje piękną Marlenę, w której szybko się zakochuje. Kobieta ma już jednak męża, a jest nim właściciel całej trupy, chory na schizofrenię treser zwierząt. Historia miłości dwojga ludzi, którym przyszło się spotkać w czasach Wielkiego Kryzysu na przełomie lat 20 i 30 XX wieku, w czasach, kiedy miłość była luksusem, na który nie każdy mógł sobie pozwolić. (filmweb)
Przedwczoraj skończyłam czytać książkę Sary Gruen, na podstawie której powstał niniejszy film. Zainteresowałam się nim z dość przewidywalnego powodu, czyli Roberta Pattinsona, który mnie intryguje jako aktor. Tak, jak wiele razy tu pisałam, Pattinson jest aktorem! Ci, którzy oceniają go tylko po roli Edwarda, nie wiedzą co tracą. Choć rola Jankowskiego w wykonaniu Pattinsona nie jest rewelacyjna, jest na tyle przyzwoita, by uznać, że określanie Pattinsona jako beztalencia aktorskiego jest krzywdzące. Koniec ody do Pattinsona, teraz skupmy się na całym filmie.
Jako adaptacja powieści Gruen wypada nieźle i jest dowodem na to, że można skrócić powieść, zmieścić ją w dwugodzinnym seansie, bez wprowadzenia znaczących zmian w fabule. Ukrócone zostały niektóre dialogi, ale ich wymowa została zastąpiona obrazem. I jeszcze jeden szczegół, wyrzucono z książki całą akcję w domu starców. Praktycznie film w aktualnej warstwie czasowej rozpoczyna się w momencie, kiedy książka się kończy. I bardzo dobrze, dzięki temu fabuła skupia się na tym, co najbardziej jest interesujące, czyli przygoda Jacoba w świecie cyrku. Historia Jacoba wciąga, wprowadza niezaznajomionych w temat, w kulisy i historię cyrku. Dosadnie prezentuje, że cyrkowe życie wcale nie jest takie kolorowe, jest ono bardzo niepewne i sfałszowane. Tak się zastanawiałam, po co artyści i robotnicy żądali wypłaty, skoro ich jedynym domem był cyrk, całe życie spędzali w tym miejscu i byli żywieni przez właściciela. A propos właściciela przypomniała mi się jeszcze jedna zmiana, już dość znacząca i mająca wpływ na fabułę pod koniec akcji. Właścicielem i szefem cyrku w książce jest Al, postać, która w filmie w ogóle się nie pojawia,a odgrywa znaczącą rolę przy kryzysie małżeńskim Marleny i Augusta. Kiedy jestem już przy postaciach, muszę powiedzieć, że choć aktorzy w większości mi nieznani, przyzwoicie się spisali. Na szczególną uwagę zasługuje charyzmatyczny i momentami szalony August, grany przez Christopha Waltza (Bękarty Wojny).
Produkcja w całości trzyma widzów w dramatycznym napięciu, akcja jest pełna dynamiki przez co na nudy nie można narzekać. Niesamowicie przygnębiające wrażenie robiły na mnie sceny ze zwierzętami, zresztą współczułam wrażliwym sercom Jacoba i Marleny, którzy musieli znosić bezlitosne żądania Augusta. Woda dla słoni jest filmem wartym poświęcenia uwagi i czasu.
Ocena: 7,5/10
Pattison próbuje zapracować na wizerunek dojrzałego aktora i patrząc recenzje filmowe dzieł w których gra chyba mu się to udaje. Niestety, ten tandentny horror komedia, w którym gra zaszufladkował go jako gwiazdora dla nastolatek. Szkoda. Być może powtórzy kariere di caprio, albo skończy jak gwiazda z Kevin sam w domu… Oby nie. Wygląda, szczególnie po ostatnich filmach, że gość ma potencjał.