To niesamowite, kiedy bohaterowie animacji rosną razem z widzem. Byłam zdziwiona, że po kilkunastu latach pojawiła się kolejna część Potworów i Spółki i że w dodatku jest to dopiero część druga. Myślałam, że przez ten czas coś mi umknęło. Tak więc pierwszy film obejrzałam w kinie będąc mniej więcej wieku tych straszonych dzieci, a kontynuacja, w której bohaterowie uczą się na Uniwersytecie Potwornym pojawia się kiedy sama jestem na studiach. Czuję więc z bohaterami silną więź.
Mike po pewnej wycieczce szkolnej zapragnął być straszakiem, dowiedział się, że do tego potrzebne są studia na Uniwersytecie Potwornym, więc kiedy przyszedł wreszcie czas studiów, z namaszczeniem przekroczył próg uczelni, obiecując być pilnym studentem. Jednak jak to w życiu bywa, los potrafi pokrzyżować nasze plany.
Moja dziecięca miłość do Jamesa po przeszło dekadzie odżyła, szczególnie, że grafika poszła znacznie do przodu i ten wielki turkusowy potwór stał się jeszcze bardziej namacalny, albo raczej moje pragnienie dotknięcia jego łap i przytulenia się do jego wielkiego włochatego cielska stało się silniejsze. Generalnie plejada potworów mnie zachwycała i bawiła, kiedy ich anatomiczną budowę poddawałam analizie, np. pewien ślimakopodobny miał czapkę poniżej oczu. Drugim moim ulubieńcem jest fioletowy futrzak pozbawiony tułowia.
Przy tej bajce bawiłam się przednio, rozbawiła mnie bardziej niż 99% komedii, które miałam okazję obejrzeć w tym roku. (Nie wiem, czy to świadczy bardziej o niskim poziomie kina czy mojego intelektu). Animacja była pozbawiona moralizatorskiego tonu, choć puenta świetnie oddawała obecną sytuację (zwłaszcza w Polsce), gdzie studia i wykształcenie w danym kierunku nie są potrzebne, by mieć wymarzoną pracę.
Osobiście polecam!
Ocena: 9/10
czasem po prostu warto oderwać się od „ambitnego” kina i obejrzeć coś co zrelaksuje i odpręży. Mi tez podobała się ta animacja.
To prawda, dlatego ta animacja tak bardzo mi się podobała, kiedy obejrzałam ją po „Lśnieniu”. 😉