Premiera 13 listopada!
Nie będzie żadnym odkrywającym stwierdzeniem to, że film pojawia się w okresie, kiedy temat imigrantów i uchodźców jest gorący i kontrowersyjny. Jako osoba próbująca znaleźć środek między przesadną otwartością polityków na przyjęcie ludzi z Azji i Afryki a ksenofobicznymi komentarzami internautów, z zainteresowaniem docieram do dzieł, które przedstawiają ogląd na sytuację z perspektywy poszkodowanych oraz społeczeństw żyjących obok nich. Równocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że nie znajdę odpowiedzi jednoznacznej, bo w tak delikatnej kwestii nie ma tylko czerni lub tylko bieli. A żadna narracja nie będzie całkiem obiektywna.
W filmie Jacquesa Audiarda obraz uchodźców zdaje się balansować między ich wizerunkiem w roli niebezpiecznych wojowników (lub wprost terrorystów) a przedstawieniem prawdziwych ofiar terroru, który zmusił je do opuszczenia ojczyzny. Z jednej strony mamy Dheepana, żołnierza, który walczył z opozycją o wolność na Sri Lance, mężczyznę o antypatycznym spojrzeniu i solidnej budowie ciała, człowieka niegrzeszącego poczuciem humoru, zrezygnowanego po utracie żony i córki. Jego zrezygnowanie nie jest równoznaczne z całkowitym poddaniem się. Postanawia żyć, ale w innym kraju, biorąc odpowiedzialność za dwie obce dziewczyny grające rolę jego żony i córki. Ucieczka z kraju nie świadczy o tym, że Dheepan całkowicie stracił ducha walki. Po spotkaniu z generałem jego armii na Sri Lance oraz zaostrzeniu się relacji pomiędzy osiedlowymi gangami w głównym bohaterze zachodzi przemiana. Ożywia się wojownicza postawa i pragnienie walki o własne terytorium, która określa białym proszkiem wzdłuż środka międzyblokowej przestrzeni. Nie jest jeszcze świadomy tego, jak bardzo swoim zachowaniem zaczyna zagrażać sobie i swoim najbliższym…
Bo z drugiej strony mamy prawdziwe ofiary wojny, które straciły rodziców i rodzeństwo, które muszą dać się poprowadzić obcemu mężczyźnie, aby móc opuścić niebezpieczny teren, które próbują odnaleźć się w nowej, raczej nieprzychylnej im rzeczywistości, gdzie panują inne zwyczaje, język i kultura. Można rzec, że taki jest koszt wolności, rozumianej tu jako spokój od konfliktów zbrojnych. Ale czy na pewno? Przeciętny dzień, zwyczajny powrót z zakupami do domu – monotonię tego codziennego rytmu przerywają strzały, pękające szyby w oknach, bieganina i szarpanina postawnych mężczyzn, krew. Obraz tak bliski tej codzienności, od której Yalini i Illayaal uciekły.
Nie jestem pewna, czy w filmie nie zostało to doprecyzowane, czy ja tego nie wychwyciłam – czy inni mieszkańcy osiedla to też imigranci czy „tylko” kryminalny margines francuskiego społeczeństwa. Jest to o tyle istotne, aby rozróżnić: czy uchodźcy rozmieszczani są w gettach i wówczas walki świadczą o ich „dzikim” usposobieniu, co tworzyłoby negatywny obraz ludzi o innej kulturze; czy imigranci dostają mieszkania w niebezpiecznych dzielnicach, co pokazuje pejoratywne, być może stereotypowe, podejście władzy do przybyszów, z którymi rozprawić się mogą gangi.
Twórcy filmu zapragnęli pokazać, że bez względu na pochodzenie, sytuację życiową każdy zasługuje choć na chwile beztroskiego i szczęśliwego życia. Wskutek czego pojawia się w filmie scena, która moim zdaniem jest całkowicie zbędna i na tle całości ta „landrynka” wypada tak słodko, że aż robi się mdło. Twórcy najwyraźniej zapomnieli, że Dheepan nie jest komedią romantyczną, co niewątpliwie nieco zaważyło na ocenie całego dzieła. Skrócona o dosłownie parę minut wersja przyniosłaby zdecydowanie więcej uznania nie tylko w moich oczach, ale też (jak zauważyłam w innych opiniach) w oczach reszty widzów.
Niemniej jednak film dobry ze względu na przemyślane tempo akcji, od spokojnego i refleksyjnego do dynamicznego, oraz warty uwagi ze względu na aktualność poruszanego problemu.
Najsmutniejsze dla mnie jest to, ze przecież imigrant to tez człowiek, a często wielu z nas specjalnie stara się tego nie widzieć albo wręcz twierdzić odwrotnie, nie wszyscy to bandziory itp. dlatego tak film jak ten jest podwójnie potrzebny, do uwrażliwienia i żaby nie palić wszystkich jak leci na stosie. za to tylko że musieli opuścić z takich czy innych powodów swój kraj, choć najczęściej jest to ucieczka od zagrożenia.
Też człowiek, tylko trzeba znaleźć jakiś filtrujący środek między tymi najbardziej potrzebującymi, a tymi co wykorzystują okazję, by poszerzyć terror w innych częściach świata.
Też mam poczucie, że ten film jest potrzebny. Jest taka wielka znieczulica nie tylko jeśli chodzi o problemy międzynarodowe ale również nasze lokalne, ze po prostu trzeba czasem zobaczyć coś, co jest pokazane w sposób dobitny, żeby zrozumieć problem. Po tym reżyserze spodziewam się tylko dobrego filmu 🙂
Jest dobry, na festiwalu Kamera Akcja w Łodzi został dobrze odebrany.
Dawno już chciałam zobaczyć takie film! O imigranckich osiedlach, gettach gdzie boi się zapuszczać francuska policja czytałam już dawno. Po Audiardzie spodziewam się dobrego filmu, Rust and Bond mnie zmiotło. Tym razem z uwagi na temat też może być ciekawie.
Nie będziesz się nudzić. 🙂
Przepraszam, ale bardzo mnie rozbawiło Rust and Bond 😉 chyba ktoś tu mocno czeka na nowego Bonda 🙂 A tak serio to Audiard wysoko postawił sobie poprzeczkę, mam nadzieję, że Złota Palma w Cannes nie jest na wyrost 😉
Sam jestem Imigrantem, minęło już pół mojego życia, ale nadal trudno mi się otrząsnąć z tego co przeżyłem. Na film pójdę, mam nadzieję, że komuś ta produkcja pozwoli zrozumieć jak bywa nam ciężko