Każda dotychczas przeczytana bądź obejrzana opowieść o perypetiach około-randkowych powodowała we mnie coraz większą „randkofobię”. Te spotkania wymagają tyle przygotowań, są źródłem kilkudniowego stresu, a później mimo starań okazują się klapą. Nawet jeśli to druga strona była odpowiedzialna za zamienienie romantycznego wieczoru w porażkę, zawsze dopatrujemy się winy w sobie. Bo sam fakt, że ciągle trafiamy na nieudaczników sprawia, że to my czujemy się beznadziejni. Wyciągam z tego wniosek: unikać randek.
Potwierdzeniem zasadności „randkofobii” może być Ania, bohaterka Planety Singli, która zostaje wystawiona do wiatru w walentynkowy wieczór przez tajemniczego mężczyznę poznanego na portalu randkowym. Zamiast niego przy stoliku pojawia się Tomek Wilczyński, prowadzący popularny talk show o relacjach damsko-męskich, i pogarsza nastrój dziewczyny swoją diagnozą jej singielstwa w wieku, który sam ocenia na 37 lat (choć ewidentnie postarza ją tym samym o dekadę). Bohaterka z restauracji wychodzi z jednym, skądinąd trafnym, wnioskiem: wszyscy celebryci są bucami; i z nadzieją, że nigdy więcej tego faceta nie spotka. Jak wiadomo, los nie zawsze sprzyja naszym pragnieniom. Rozmowa z Anią staje się dla showmana inspiracją do umieszczenia w programie skeczu – parodii randki. Ze względu na medialny sukces eksperymentu, gag stanowić ma początek stałego cyklu w jego talk show. W związku z tym Tomek zaczyna potrzebować Ani, której spotkania z mężczyznami poznanymi przez Internet mają być źródłem pomysłów na kolejne odcinki.
Randki, zgodnie z oczekiwaniami showmana, są pełne przygód i wpadek oraz dziwnych zachowań kolejnych potencjalnych partnerów. Podobne doświadczenia mogłyby zrujnować psychicznie niejedną kobietę. Nie dotyczy to jednak Ani, która z każdym kolejnym randez vous bawi się coraz lepiej. Wraz z bohaterką, single oglądający film zaczynają inaczej patrzeć na te spotkania, nabierać koniecznego dystansu do siebie. Randki okazują się tu ciekawym doświadczeniem socjologicznym – z takim podejściem sama chętnie wzięłabym udział w podobnym projekcie; gdyby nie ryzyko wystąpienia skutków ubocznych w postaci zauroczenia… autora programu osobą w nim uczestniczącą. Jak przekonują doświadczenia Ani, następstwa takiego obrotu spraw są nieprzewidywalne i w dużej mierze destrukcyjne. Bo o tym, jak bardzo niszczącym uczuciem jest zazdrość, wiadomo od zawsze. To właśnie zazdrość – partnera/partnerki o drugą połowę, ale i dziecka o rodzica – rujnuje także małżeństwo przyjaciółki Ani.
Ola i Bogdan – bo o nich mowa – również poznali się przez Internet i od wielu lat stanowią zgodne małżeństwo. Ich jabłkiem niezgody okazuje się córka Bogdana z poprzedniego małżeństwa, która planuje pozbyć się niechcianej macochy. Zośka, zainspirowana projektem randkowym Ani, zakłada konta rodzicom w aplikacji randkowej Planeta Singli, doprowadzając tym do nieporozumienia małżonków.
Mogę z przekonaniem powiedzieć, że Planeta Singli jest jedną z najlepszych polskich komedii, jakie powstały w ostatnich latach. To film, przy którym cała widownia pokłada się ze śmiechu, a ja wręcz nie mogłam powstrzymać łez. W pewnym momencie nie byłam pewna, czy dalej płaczę ze śmiechu, czy już się wzruszam. Bo wzruszeń w filmie nie brakuje. Komediowe perypetie przeplatają się z przejmującymi historiami rodzinnymi i próbami radzenia sobie ze stratą najbliższych.
Film nie jest wolny od wad. Irytować może na przykład fakt, że po raz kolejny kobiety zobrazowano tak stereotypowo – wystarczy powiedzieć im „kocham cię”, aby wszystko przebaczyły i rzuciły się w ramiona wybranka. Ale na wszystkie niedostatki można przymknąć oko, kiedy całość potraktuje się jako wspaniałą, uwspółcześnioną bajkę o ślicznej księżniczce i nieugiętym rycerzu na białym koniu, której przesłaniem będzie negowane przez Tomka powiedzenie: każda potwora znajdzie swego amatora.
Niewątpliwą wadą tej opowieści jest natomiast to, że wciąż rozgrywa się tylko na ekranie. Przecież w rzeczywistości taka miłość nie istnieje, a perypetie bohaterów kończą się zbyt pięknie, aby mogły być prawdziwe. Ale co ja o tym mogę wiedzieć? Sama jestem singielką i wciąż czekam na księcia przybywającego na białym rumaku 😉
Ocena: 8/10
Recenzja ukazała się w Ińskie Point nr 1-2/2016
1 thought on “Miłość nie jest passe (Planeta Singli, reż. Mitja Okorn)”