Andre Aciman, dzięki powieści Tamte dni, tamte noce i jej ekranizacji, będzie przez polskich czytelników bardziej kojarzony, wypada jednak wspomnieć, że to nie jest jego pierwsza książka, która została przetłumaczona na język polski. Wydawnictwo Czarne zdążyło już wydać dwa wydania jego najczęściej nagradzanej książki wspomnieniowej Wyjście z Egiptu, będącej zapisem poszukiwania miejsca już nieistniejącego: Aleksandrii lat 50 XX wieku – miejsca, w którym Aciman dorastał. Ten fakt otwiera nam drogę do zarysowania multikulturowej biografii autora, której ślady znajdziemy w Tamtych dniach, tamtych nocach. Otóż pisarz urodził się w Egipcie, w rodzinie sefardyjskich Żydów, dorastał w wielojęzycznej Aleksandrii. Potem wskutek niepewnej sytuacji Żydów w tym kraju rodzina przeniosła się do Włoch, a kilka lat później do Nowego Jorku, gdzie Aciman odebrał wykształcenie i wykłada na tamtejszym uniwersytecie.
Jak wspomniałam w Tamtych dniach, tamtych nocach można dostrzec wątki autobiograficzne i nie mam tu na myśli doświadczeń homoseksualnych, bo o tym notki biograficzne milczą. Przede wszystkim w powieści zderzają się dwie kultury amerykańska i włoska. We Włoszech rodzina głównego bohatera ma letni dom, do którego co roku na 6 tygodni zapraszają jednego amerykańskiego młodego naukowca, mogącego w tym czasie i miłej rodzinnej, włoskiej atmosferze pracować nad własnym projektem. Za pobyt zaproszeni nie płacą, jedynie mają pomagać ojcu-profesorowi przy robocie papierkowej. Wielojęzyczność pisarza przejawia się m.in. w rozmowie bohaterów na temat etymologii słowa morela, doszukując w tym włoskim słowie związki z niemieckim i francuskim odpowiednikiem, który pochodzi od arabskiego.
Tego lata do domu przybywa dwudziestokilkuletni Oliver. Elio, który jak zwykle musi odstąpić gościowi swój pokój, od pierwszego spotkania jest nim zafascynowany. Kierują nim ambiwalentne uczucia, czego powodem jest wrażenie, że Oliver jest równocześnie zamknięty, zbyt pewny siebie i kompletnie obojętny na to, co czuje Elio. Książka Acimana to przede wszystkim zapis uczuć i przemyśleń, jakie w Elim budzi osoba i zachowanie Olivera. Nie jest to pamiętnik bohatera, ponieważ w tej pierwszoosobowej, silnie subiektywizowanej narracji pojawiają się także cytaty z jego dziennika. Mamy więc do czynienia z jakby podwójnym opisem tego, co dzieje się w wewnątrz i w otoczeniu Eliego. Taka narracja miejscami wydawała się irytująca. Czytanie rozterek zakochanego chłopca, który próbuje po swojemu zinterpretować sygnały wysyłane przez obiekt westchnień, albo zagłębianie się w jego pragnieniach o tym, co chciałby zobaczyć i poczuć (tym gubiąc czytelnika, który nie wie, czy Elio bardziej pożąda Olivera czy którąś z koleżanek), użalanie się nad niezaistniałymi w rzeczywistości porażkami – to wszystko w takim nasyceniu sprawiało wrażenie, że czytam kiczowaty romans. Od szybkiego zaszufladkowania powieści w tej kategorii bronił jej poetycki język i porównania, które są chyba ulubionym środkiem językowym autora. Porównań i metafor jest wiele, niektóre bardzo trafne i skłaniające do myślenia, a część, jak ta:
„poczułem się tak, jakby woda spływająca w witrynie kwiaciarni spłukała ze mnie wszelką nieśmiałość i zahamowania”
wydaje się kompletnie niezrozumiała i pozbawiona odzwierciedlenia w rzeczywistości. Być może sens został utracony wskutek dosłownego tłumaczenia idiomu albo różnicy kulturowej (może kwiaciarnie we Włoszech albo w Ameryce mają inne właściwości). Moim zdaniem autorska maniera do szukania porównań w każdej sytuacji, w pewnym momencie wyczerpuje się i owocuje takimi niedorzecznościami.
Powieść można odebrać dwojako, z jednej strony jako pretensjonalny romans z kilkoma dobrymi fragmentami, z drugiej zaś jako wnikliwe studium rozwijającego się, poniekąd zakazanego (choć książka opowiada właśnie o otwartej postawie do relacji nieheteronormatywnych) uczucia dojrzewającego chłopca, który dopiero odkrywa swoje ciało i swoją seksualność.
Nieco inną historię otrzymujemy w filmie, który koncentruje się na samej relacji między bohaterami. Jest pozbawiony poetyckości, która dominuje w książce. Wynika to z rezygnacji z narracji pierwszoosobowej. Na historię patrzymy bardziej obiektywnie, nie znamy myśli Eliego – co ma swoje plusy i minusy. Bo z jednej strony nie jesteśmy zamęczani jego hiperbolizowanymi opisami sytuacji, z drugiej widz nieznający pierwowzoru słabo poznaje bohatera. Jest to też o tyle ciekawa zmiana, że możemy sami ocenić, jaki jest stosunek Olivera (Armie Hammer) do Eliego (Timothee Chalament). Twórcy filmowi (reż. Luca Guadagnino, scen. James Ivory) sugerują, że Elio, jak wielu, pozornie beznadziejnie, zakochanych nastolatków przejaskrawiło sytuację, przedstawiło ją w ciemniejszych barwach. W doświadczenia Eliego dominowało przekonanie o obojętności czy też nawet niechęci Olivera do młodego współlokatora. W filmie widzimy coś zgoła odmiennego. Mężczyzna wykazuje się otwartą postawą, chętnie rozmawia z chłopcem i choć często podąża własnymi ścieżkami, to nie wyklucza obecności Eliego w swoich wyprawach do miasta, nie odcina się od niego. Choć w kluczowych momentach to Elio przejmuje inicjatywę, można odnieść wrażenie, że to Oliver dąży do pogłębienia relacji. Oczywiście to wrażenie może być następstwem koniecznych w filmie skrótów i pewne sytuacje pojawiają się wcześniej niż w książce, poza tym nie zostają one poprzedzone długim dumaniem zagubionego w tej sytuacji Eliego.
Ekranizacja wprowadza trochę zmian fabularnych, zwłaszcza w końcowych wątkach, choć ten najważniejszy, czyli rozmowa Eliego z ojcem po wyjeździe Olivera, która stanowi główny przekaz całej opowieści – pozostał wiernie odtworzony co do jednego słowa. Nie będę jednak, wbrew praktykom wielu czytelników, ich wymieniać, bo po pierwsze nie chcę psuć seansu, po drugie nie ma to sensu, kiedy są to te różnice między tekstami (nieuniknione w procesie adaptacyjnym), które nie wpływają na zmianę wymowy dzieła. Jedynie co, moim zdaniem, zmienia odbiór, to polskie tłumaczenie. Dziwne i chłodne later – słowo charakteryzujące Olivera, wypowiadane przez niego zamiast cieplejszego „cześć”, „pa” czy „do zobaczenia”, słowo, w którym rodzina próbowała się odnaleźć, stosując go – zostało przetłumaczone na „na razie”, które w rodzimej komunikacji nie ma takiego surowego wydźwięku, jak zamknięte „później” (tak dosłownie [i słusznie] zostało przetłumaczone w książce). Polskie napisy jeszcze bardziej ocieplają filmowy wizerunek Olivera – tak odmienny od literackiego pierwowzoru.
Tamte dni, tamte noce są filmem, który postawił na proste przedstawienie zasadniczej treści książki Acimana – miłość w młodym wieku jest wyjątkowym i pięknym doświadczeniem bez względu na orientację seksualną, nawet jeśli jest krótkotrwała i nie ma szans na jej rozwój w poważnym związku, a najbliżsi nie tylko nie powinni stać na przeszkodzie takim doświadczeniom, ale wręcz wspierać młodych zagubionych w nowej sytuacji, w jakiej się znaleźć, powinni ich uświadamiać, że bez względu na przyszłość, warto takie przeżycia w swoim życiu mieć. Taki przekaz ujęty w pięknych krajobrazach ciepłych Włoch, a konkretnie miasteczka gromadzącego otwartych i przyjaźnie do siebie nastawionych ludzi, podkreślony klimatyczną muzyką Sufjana Stevensa musiał ująć nie tylko rzesze widzów, ale też krytyków filmowych i jury najważniejszych filmowych nagród, stąd nominacje do Złotych Globów i Oscara. Sądzę, że queerowy wątek podnosi filmowi szansę na uzyskanie statuetki.
Tekst powstał w wyniku współpracy z wydawnictwem Poradnia K oraz Kinem pod Baranami
„Czytanie rozterek zakochanego chłopca, który próbuje po swojemu zinterpretować sygnały wysyłane przez obiekt westchnień, albo zagłębianie się w jego pragnieniach o tym, co chciałby zobaczyć i poczuć (tym gubiąc czytelnika, który nie wie, czy Elio bardziej pożąda Olivera czy którąś z koleżanek)”,
Ktryo, dla mnie tu nie ma wątpliwości. W przypadku relacji bohatera z koleżankami mamy tu typowy motyw przeniesionego pożądania. Elio pożąda wyłącznie Olivera.
Świetna notka, dobrze opisująca książkę Acimana. Choć mnie akurat ta poetyckość nie denerwowała, to niektóre z metafor faktycznie były przesadzone. Tak jak rozmawialiśmy, muszę wybrać się też na ten film! 😉