Nie wspomniałam w podsumowaniu rocznym o książkach najgorszych, bo po prawdzie nie było ich wiele i pochodziły z dawniejszych lat. Bardzo nisko oceniłam trzy książki, krótko chcę wspomnieć tylko o jednej z nich, która okazała się nie tylko rozczarowaniem, ale po prostu bardzo złą powieścią. Uwłaczającą ludzkiej godności.
Powieść Ludvika Vaculika nosi wdzięczny i przyciągający tytuł Świnki morskie, wszak one będą ważnymi bohaterkami tej historii. Akcja rozgrywa się w Czechosłowacji, w rozkwicie socjalistycznych absurdów, czego najlepszym wyrazem są okoliczności towarzyszące pracy bankiera – zawodu głównego bohatera. Otóż każdy bankier przy wychodzeniu z pracy jest poddawany rewizji osobistej, w celu znalezienia wynoszonych z banku banknotów. Kontrola jest nie do obejścia, złodzieja wyłapią od razu. Dlatego też z reguły bankierzy nie podejmują kolejnych prób, do czasu kiedy ktoś puści plotkę, że komuś się udało. Wówczas ludzie na nowo kombinują. Takie igranie ludu z dyktatorską władzą. Przedstawione realia socjalistycznej Czechosłowacji, zabarwione autoironią stanowią najmocniejszą stronę tej powieści.
Niestety książka staje się niestrawna z powodu szowinistycznych poglądów głównego bohatera. Nie dość, że sam reprezentuje typ totalnego ignoranta, to za wszelką cenę próbuje podnieść ego. Po pierwsze robi to wyrażając co chwilę uwagi zrównujące płeć żeńską z ziemią, dotyczą one zarówno jego żony, jak i ogólnie dziewczynek, które w przeciwieństwie do chłopców byłyby gorszymi opiekunkami gryzoni. Po drugie, co ostatecznie zadecydowało o porzuceniu tej lektury, próbuje małym świnkom morskim, w które przez przypadek, niestety, wszedł posiadanie, uświadomić, kto ma nad nimi władzę. Gdyż, jego zdaniem, świnki nie okazują swojego przywiązania do właściciela jak psy. Postanowił sprawdzić, czy ta mała istota potrafi zauważyć człowieka, wyzbyć się złudnego poczucia niezależności i poprosić go pomoc.
Nie wiem, czy miała to być brutalna metafora związku ludu z władzą socjalistyczną, któremu co jakiś czas trzeba przypomnieć komu zawdzięczają swoje życie (tak jakby można było o tym zapomnieć). Nie ma mojej zgody na takie ilustrowanie problemu zależności oraz treści o charakterze szowinistycznym, które po pierwsze nie zostały z niczym skonfrontowane, po drugie ich obecność w powieści nie została w żaden sposób uargumentowana. Prostackość głównego bohatera była widoczna i bez głoszenia przez niego tego typu poglądów.
A mogła to być całkiem niezła satyra komunistycznej rzeczywistości…