Akcja filmu Filipa Bajona rozgrywa się na terenie dzisiejszych Kaszub zamieszkanym przez Polaków, Niemców i Kaszubów. Osadzony dość dobrze w realiach historycznych Kamerdyner opowiada o zakazanej miłości młodego Kaszuba Mateusza (Sebastian Fabijański) i pruskiej hrabianki Marity (Marianna Zydek). On – nieślubny syn pruskiego hrabiego (Adam Woronowicz), wychowany na jego dworze wraz z jego prawowitymi synami, zostaje na dworze kamerdynerem; ojciec chciał w ten sposób podkreślić niższe pochodzenie chłopaka. Ona – córka hrabiego, wraz z bratem wysyłana do zagranicznych szkół, by odebrała najlepszą edukację. Ich wzajemne uczucia są skazane na niepowodzenie. Toż to nie tylko mezalians osadzony w czasach trudnych relacji polsko-niemieckich, ale i kazirodztwo. Jednak zakazana miłość nie jest jedynym tematem tego filmu. Szeroki zakres czasowy akcji pozwolił reżyserowi na przykładzie losów bohaterów pokazać intensywnie zmieniającą się na tle Wielkiej Historii rzeczywistość regionu oraz kaszubskiej wspólnoty.
W filmie mogą podobać się dobrze odtworzone kostiumy bohaterów, wieś kaszubska czy też wystrój dworu odpowiadający realiom historycznym miejsca i czasu. Reżyser wyraźnie odrobił lekcję historii również w zakresie stosunków społecznych terenu Kaszub. W filmie nie ma stronniczego wskazania „złych Niemców i dobrych Polaków”, co niestety zdarza się w polskich filmach. W rzeczywistości okresu przedwojennego zderzenie światów bogatych panów na włościach i chłopów nawet w stosunkach polsko-polskich nie były łatwe. Stąd też nie razi subiektywizmem zestawienie rozwiązłego bogatego pruskiego hrabiego i biedoty kaszubskiej, zwłaszcza że reżyser porusza sporo różnych kwestii takich, jak wymierzone w niemieckich ziemian ustawy II RP, mord w Piaśnicy, Noc Długich Noży, wkroczenie Sowietów, zachwyt Niemców nazizmem. Historia miłości Mateusza i Marity nie jest nachalna i nie przysłania tła historycznego dziejących się wydarzeń. Dużą zaletą filmu jest użycie oryginalnej mowy kaszubskiej, zwłaszcza w wykonaniu Janusza Gajosa.
Podsumowując, jest to 150 minut dobrego kina, które warto polecić. Film może przypaść do gustu zwłaszcza starszym mieszkańcom Kaszub utożsamiającym się silniej z historią swojego regionu, zwłaszcza iż w okresie PRL czyniono wiele, by wymazać ich kulturę i język. Dla wielu poprzez swój język byli „zbyt niemieccy”, co dawało się odczuć choćby w szkołach walczących w owym czasie bezlitośnie z językiem kaszubskim. Dziś, w czasie wzmożonego zainteresowania własną, regionalną historią, film staje się dobrą okazją do powrotu w realia zapomnianego już świata pogranicza.