Jak zaczęłam czytać tę książkę, kolejnego noblisty, tym razem islandzkiego i przeczytałam, że ma wątki autobiograficzne to się zniechęciłam. Od razu już przewidywałam kolejną niełatwą lekturę, która będzie mnie nudzić, a może ponadto irytować. Jak bowiem wcześniej pisałam, przy którejś recenzji, czytanie biografii jakiegoś pisarza ma sens, kiedy zna się jego twórczość.
Jak się okazało w książce były zaledwie wątki autobiograficzne, a nie cały życiorys pisarza, przez co w opowiedzianej historii można było wyczuć więcej fikcji niż faktycznie zaistniałych gdzieś już sytuacji. Nie chcę przez to powiedzieć, że opowiedziana w książce fabuła mija się z realnością. Wcale nie, jest jak najbardziej rzeczywista. Fabuły do najciekawszych bym nie zaliczyła, ale zdarzały się też o wiele nudniejsze. Nie czytało mi się jej źle, co można ocenić po krótkim czasie czytania, ale wyczekiwałam końca książki, by móc sięgnąć po jakąś ciekawszą.
Powieść jest o pewnym młodym Islandczyku, który został osierocony i mieszka razem z dziadkami w niebogatym miasteczku. Poznaje swojego krewnego, który jest sławnym śpiewakiem i to on będzie jego autorytetem, jego kierunkowskazem w życiu.
W sumie ta książka była o tyle interesująca, że opisuje życie w Islandii, które dotąd było nieznane i obce. Nawet nie wiedziałam, że ten kraj też się zalicza do Skandynawii, bo pamiętając jego położenie z mapy sięga daleko od krajów skandynawskich i dalej na północ od Wysp Brytyjskich. Klimat tego kraju opisanego w książce kojarzy mi się z tym, co opisywał Naipaul w Marionetkach. Oba są takie wiejskie, ale inaczej, nie takie polsko-wiejskie.
Miałam drobne zastrzeżenia podczas lektury, ale były tak mało ważne, że zapomniałam. Więc właściwie nic więcej do powiedzenia na temat tej książki nie mam. Może tylko tyle, że liczę na to, że pozostali nieznani nobliści napisali bardziej pociągające książki.
Ocena: 3,5/6