Jeśli spojrzeć na Kod Dedala jak na kolejny wytwór „brownopodobny”, nawiązujący do thrillerów z Robertem Langdonem – będzie wpisywał się w „ten” klimat podwójnie. Z jednej strony mamy tutaj zagadkę, szukamy osoby odpowiedzialnej za wyciek tłumaczenia kolejnego tomu bestsellerowej serii. Bohaterowie podejmują się prestiżowego, ale i ryzykownego zlecenia, bo na czas pracy z przekładem powieści zostają zamknięci w bunkrze i są zdani na łaskę wydawcy, który albo zapewni im luksusowe warunki do życia albo, jak się wkurzy, odetnie ich od prądu i dostawy jedzenia (wspomnijmy również, że telefony zostały odebrane przed wejściem, a internet tu nie działa). Z drugiej zaś fabuła jest inspirowana prawdziwą historią wokół przekładu kolejnej powieści Dana Browna. Tłumacze z całego świata rzeczywiście zostali zebrani w jednym miejscu i musieli w określonym terminie oddawać kolejne partie przełożonego tekstu, który nie mógł pojawić się w sieci przed premierą – w przeciwnym razie książka nie miałaby dobrej sprzedaży, wszak po co kupować coś, co jest dostępne za darmo w internecie. Na szczęście prawdziwi tłumacze nie doświadczyli filmowej przygody i wszystko dobrze się skończyło.
Tymczasem ta historia, jak wspomniałam, czerpiąca inspirację z faktycznych wydarzeń, to nie tylko thriller, który mniej lub bardziej usatysfakcjonuje miłośników prozy Browna oraz jej ekranizacji. To kolejny film (a przypomnę, że za tydzień w kinach pojawi się Tajemnica Henriego Picka) odzierający z resztek marzycielskich wizji postrzegania literatury w kategoriach dzieła sztuki, stanowczo podkreślającym rzeczywiste miejsce książki w kapitalistycznym społeczeństwie, w którym jej wartość jest mierzona nie walorami artystycznymi, lecz ekonomicznymi. Dobra książka to taka, która świetnie się sprzedaje – dlatego w cenie są bestsellery. Do ekonomicznej oceny literatury przyzwyczaili nas wydawcy i pijarowcy, którzy częściej rekomendują książkę, wskazując milionową liczbę sprzedanych egzemplarzy, niż cytując uznanych krytyków.
Krytycy zresztą, jak pokazuje to Tajemnica Henriego Picka, są tak zalewani tytułami książek do recenzji, że nie mają też czasu na pogłębioną lekturę oraz recenzję, operują więc również liczbami w określonej skali, które wskazują, czy warto/nie warto kupić wybraną powieść. Bo tu, podkreślę, nie chodzi o czytanie, lecz kupowanie.
W Kodzie Dedala – „Dedal” to tytuł bestsellerowej serii – kluczowe są dwie postaci, pomiędzy którymi pojawia się konflikt interesów. Pierwszą z nich jest Eric – wydawca, który po komparatystycznych studiach porzucił romantyczne podejście do literatury, do czego doszło, gdy na horyzoncie pojawiła się perspektywa zarobku ogromnych pieniędzy. Żądza zarobku i kolejnego sukcesu została pokazana w skrajnej postaci, jako wartość przewyższająca szacunek do autora, czytelnika czy samej idei literatury. Po drugiej stronie mamy postać oburzonego autora, który nie chce, by jego dzieło było sprzedawane jak pasta do zębów, i obmyśla plan zemsty na wydawcy. Równie barwnie prezentują się tłumacze z całego świata – choć łączy ich wspólne zadanie, jakim jest przekład – każdy ma do tego inne podejście, które jest reprezentatywne dla sporej grupy odbiorców bestsellerowych powieści. Wśród czytelników znajdą się tacy jak Konstantinos Kedrinos, którzy bestsellery utożsamiają z gniotami, a tłumacz podejmujący się tego zlecenia, robi to tylko w celach zarobkowych – łączy go coś z Ericiem. Po przeciwstawnej stronie znajdą się fani, gotowi dla spotkania z ulubioną powieścią porzucić codzienne zobowiązania, czy nawet fanatycy, którzy żyją światem powieściowym lub doszukują się w nich walorów podnoszących książkę do rangi arcydzieła. Najskrajniejszą postawę reprezentuje tu rosyjska tłumaczka Katerina Anisinova, która utożsamia się z główną bohaterkę, próbuje nią się stać i z jej perspektywy patrzeć na świat, a w sposobie pisania Dedala dostrzega inspirację Joycem. Warto przywołać tu też Rose-Maire Houeix, która pełni w tej zabunkrowanej przestrzeni funkcję sekretarki wydawcy i łączniczki ze światem rzeczywistym. Jest tutaj ze względu na miłość do literatury i dzięki niej znosi gnębiące zachowanie szefa… do czasu. I to ona zadecyduje o ostatecznym rezultacie toczącej się wojny między zwolennikami utowarowienia literatury a romantykami walczącymi o zachowanie jej wartości w kategorii sztuki.
Jakkolwiek Kod Dedala wydaje się przeciętnym thrillerem o intrydze, którą trochę na siłę skomplikowali, z mało satysfakcjonującym rozwiązaniem, o tyle temat fabuły oraz zróżnicowanie charakterów postaci pozwala dostrzec w tym wieloperspektywiczną ilustrację stanu literatury w społeczeństwie konsumpcjonizmu. A także, dość oczywiste, wołanie o przywrócenie wartości artystycznej sprzedawanym książkom.