N.P. – Banana Yoshimoto

Najnowsza literatura piękna z Japonii przyzwyczaja mnie do interesujących, niekonwencjonalnych, czasem trudnych do opisania, doświadczeń literackich. Ta niezwykłość nie wynika bynajmniej z odmienności kulturowej, ponieważ wspomniana literatura podejmuje uniwersalną problematykę relacji międzyludzkich – to jest chyba zagadnienie, które łączy wszystkie ostatnio przeze mnie czytane książki z tego kraju.

Nie inaczej jest z miniaturą prozatorską Banany Yoshimoto, pisarki, która może być znana polskim czytelnikom z dwóch wydanych kilkanaście lat temu przez PIW powieści Kuchnia (ta z wiadomych powodów ląduje u mnie na liście do przeczytania) i Tsugumi. W N.P. kluczowe są relacje rodzinne, które przełamują tabu kazirodztwa i powodują tajemniczy układ – dla obserwatora z zewnątrz, a jest nim Kazami, trudny do rozwikłania. A staje się on tym trudniejszy, kiedy Kazami zostaje wciągnięta w ich krąg, odgrywając rolę przyjaciółki, „siostry” czy potencjalnej dziewczyny.

Istotniejsze są jednak te relacje rodzinne, które zostały opisane na kartach opowiadań w tytułowym zbiorze. Można odnieść wrażenie, że zakazane związki spowodowały rzucenie klątwy – popędu śmierci – na książkę, a właściwie na tych, co z nią się związali. Bo zmarł autor tejże książki oraz jej pierwszy tłumacz – Shonji, chłopak Kazami. Książka została napisana po angielsku i przełożenie jej na ojczysty język pisarza wydaje się sporym wyzwaniem, wymyka się nowemu językowi, jakby to przeczyło jej przeznaczeniu. Temu wyzwaniu próbuje stawić czoła główna bohaterka, ale najbardziej dostaje możliwość odkrycia tajemnic, pozwalających zrozumieć, co tak naprawdę kryje się w Opowiadaniu nr 98 – bo ono z całego zbioru wydaje się najbardziej zagadkowe.

N.P. kieruje naszą uwagę na zawód tłumacza, który zwłaszcza w Polsce jest niedoceniany. Jego specyfikę najlepiej opisuje rozmowa Kazami z mamą – obie wykonują ten zawód. Mama niepokoi się o córkę, powołuje się na jej perfekcyjność i wrażliwość, cechy, które nie pomagają w tłumaczeniu. Pierwsza nie pozwala skończyć pracy, bo idealny przekład nie jest możliwy. Druga zaprzepaszcza niezbędny dystans do tłumaczonego tekstu – jak wiemy, Kazami tego szczególnie brakuje w stosunku Opowiadania nr 98 – i wykańcza nerwowo. Jestem przekonana, że osoby parające się z tym trudnym, ale kreatywnym i jakże ważnym m.in. dla literatury zajęciem uśmiechną się pod nosem i pomyślą „ona nas zrozumiała”.

Ten wątek uznaję za walor tej książki, która jednak w całości trochę rozczarowuje. Można na początku mieć wrażenie, że szykuje się intryga na miarę Dana Browna – choć nieduża objętość nie pozostawia złudzeń, że tajemnica rękopisu będzie taka spektakularna i z rozmachem opisana. Zagadka sprowadza się do wygarnięcia na wierzch wstydliwych relacji rodzinnych, jak wspomniałam, i właściwie to tylko tyle. Jak na to, ile osób umarło i chce umrzeć z powodu opowiadań – to rozczarowuje. Ważna w tym temacie jest również psychologizacja postaci, której tu brakuje. Są one niedopracowane. Mamy tu tylko jedną wyrazistą, choć niejednoznaczną postać Sui, której żywiołowość i oryginalność jest równa dynamice i niezwykłości, z jaką wkracza do życia Kazami. O narratorce wiemy tyle, ile wyczytamy z jej myśli i z wypowiedzi jej matki. Natomiast pozostali niemniej ważni bohaterowie wydają się papierowi.

Zadziało się w tej prozie coś ciekawego, ale w stopniu mało dla mnie satysfakcjonującym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *